Fundacja Wolność i Pokój

Centrum Informacji

Dzień weterana – dwugłos.

Artykuł, którego dotyczy poniższa polemika, można przeczytać tutaj.

Weteran

Dzień weterana

Jarosław Kapsa

W prywatnej rozmowie wyznałem, że nie podobał mi się tekst „Dzień weterana”. Powiem więcej, ten tekst ugodził mnie dość boleśnie. Nie podejmowałem polemiki, zamieszczając ją w komentarzu, bo racje autora i moje wartości rozmijają się w sposób uniemożliwiający dyskusję.

W czym problem, gdzie znajdują się owe różnice:

  1. Tekst odnosi się do polemiki z żołnierzem, ciężko rannym w Afganistanie, prowadzonej przez anonimowych „forumowiczów”. Autor przyznaje, że część tych wypowiedzi „forumowiczów” przekraczała granice chamstwa, ale ponieważ w ten niekulturalny sposób wyrażała racje większości społeczeństwa, konieczna jest rzeczowa odpowiedź. Otóż, moim zdaniem, absolutnie nie. Anonimowe chamstwo jest dla mnie objawem zbydlęcenia. Zasadą jest: jeśli masz poglądy podpisz je własnym nazwiskiem, miej odwagę bronić ich własnym imieniem. W każdym przypadku obowiązuje też minimum kultury: atakować można, i czasem należy, poglądy przeciwnika, ale zawsze szanować trzeba jego godność. Żadnego anonimowego chamstwa nie można usprawiedliwiać demokracją (bo większość tak mówi). Gdybym przyjął ten tryb rozumowania musiałbym uszanować rację tłumu młodych Chińczyków poniewierających swoich profesorów w czasie rewolucji kulturalnej, czy – w tym samym czasie – tłumu polskiego ludu żądającego wyrzucania Syjonistów do Syjamu.

  2. Poparcie dla internetowej furii chamstwa jest tym boleśniejsze, bo rodzi dodatkową krzywdę zadaną rannemu na wojnie żołnierzowi. Dodatkową, bo pierwszą krzywdą było wyekspediowanie go na wojnę. To nie wojsko wybiera jakie wojny toczy. Skoro uznajemy za słuszny cywilizacyjny standard cywilnego (społecznego) nadzoru nad wojskiem, to musimy brać na siebie odpowiedzialność. O udziale w wojnie nie decyduje sondaż opinii publicznej; zawsze decyzja taka, ze względu na swoja złożoność i konieczność dostępu do informacji, należy do wybranych przez nas polityków. W przypadku wojny w Iraku i Afganistanie politycy wybrani przez społeczeństwo polskie podjęli decyzję o zaangażowaniu polskich żołnierzy. Politycy byli wybrani ( a wiec reprezentowali większość), co więcej w kolejnych wyborach wyborcy potwierdzili mandat dla partii odpowiedzialnych za wojnę (PO, PiS, SLD, PSL). Wojsko wypełnia polityczne decyzje, jest hipokryzją „uniewinnianie” polityków i ich wyborców, a obciążanie odpowiedzialnością szeregowych żołnierzy (po co się tam pchaliście?)

  3. Każda wojna jest złem. Jest absolutnie przeciwne istocie człowieczeństwa dawać siebie zabijać i zabijać innych. Przyjmując to do wiadomości, wiemy jednak, że są sytuację kiedy konieczne jest użycie zła. Najłatwiej to tłumaczyć obroną Ojczyzny. Nie wiem jednak, nie mam pewności: czy sporna kwestia o tym, ze dalekie od Częstochowy Sejny są polskie czy litewskie, jest usprawiedliwieniem dla młodego człowieka mówiącego po polsku by zabijał młodego człowieka mówiącego po litewsku; ale taki jest świat i zło jest jego częścią. Karabin sam nie strzela, żołnierz walczy w naszym imieniu. Nie uciekniemy od odpowiedzialności za zło zwalając winę na karabin lub na żołnierza. Przeciwnie, chcąc czuć się bezpiecznym musimy nie tylko mieć uzbrojoną armię, ale i wspierać ją moralnie. Jeśli wypełnia podjęte przez naszych przedstawicieli decyzje polityczne, to walczy w słusznej sprawie, a wiec zasługuje na nasz szacunek.

  4. Żołnierzy do Iraku wysłano decyzją polityczną. Pojechali tam źle uzbrojeni, nie przygotowani do charakteru toczącej się tam wojny. Nie traktujmy ich jak najemników, choć zarabiali ciut więcej niż służąc w kraju. Nie mówmy, że jechali na ochotnika, bo nie byli tam jak amatorzy sportów ekstremalnych ryzykujący życie dla własnej przyjemności. Byli to nasi żołnierze przez nas wysłani. Część żołnierzy liniowych  a więc bezpośrednio ryzykujący życie) było na kontraktach. Co to znaczy? Nie mieli prawa do renty ani do odpowiedniego odszkodowania gdy w boju stali się kalekami. Nie zadbano o ich odpowiednie leczenie, w tym szczególnie istotną terapię psychiczną. Politycy dumni byli ze zwycięstw, generałowie przyznali sobie ordery i podwyżki, by stać się emerytami z 12 tys uposażeniem dorabiającymi handlem bronią (vide gen Skrzypczak). A tych zwykłych szeregowych potraktowano gorzej niż mięso armatnie, gorzej niż śmieci. Jeśli jeszcze dodatkowo plujemy na nich, to już jest to z naszej strony świństwo.

  5. Wojnę uważam za zło. G…no mnie obchodzi satysfakcja i przyjemność polityków i generałów. Bardzie boli mnie śmierć szeregowca w dalekim Afganistanie, niż śmierć generałów w banalnej, spowodowanej zwykłym bałaganem, katastrofie lotniczej. Generałom stawia się pomniki, wdowy dostają 250 tys zł odszkodowania i specjalna kilkutysięczną rentę. Szeregowiec, który w 2006 r stracił nogę w Iraku, dostał 20 tys odszkodowania, stracił pracę (kontrakt mu się skończył), renty w/g ZUS „nie wypracował”; przez resztę swojego życia będzie ciężarem, wrakiem na utrzymaniu rodziny. Dopiero po czterech latach wojny politycy (ukłon za to dla Komorowskiego) przyznali tym szeregowym prawa do pomocy gwarantującej minimum godnego życia. Czy w ramach tego „minimum godnego życia” mieścić się powinien szacunek okazywany „Dniem weterana”?. Moim zdaniem tak, ale uznaję także racje na nie. Ale nawet będąc na nie, artykułujmy swoje racje w sposób nie zabierający tym biednym ofiarom polskiego państwa reszty poczucia godności.

Tu stoję, inaczej nie mogę, jak mawiał Marcin Luter. Takie są w tej sprawie moje przekonania i dlatego tamten tekst ugodził mnie boleśnie. Ale nawet jeśli czyjeś słowo zaboli, nawet jeśli uznaję czyjeś argumenty za tak rozbieżne z moimi wartościami, że wykluczające podjęcia dyskusji, to kim ja jestem, żebym miał prawo blokowania czyjeś wypowiedzi. Fałszem i hipokryzją byłoby mówienie o tolerancji i akceptowania możliwości głoszenia wyłącznie takich poglądów, z którymi się zgadzamy. Oby tylko nie były to wylewy „anonimowego chamstwa”.

Pozdrawiam Jarek

Odpowiedź

Tomasz Oryński

Po pewnym czasie od publikacji mojego tekstu „dzień weterana” poproszono mnie abym ustosunkował się do wysuwanych wobec niego zarzutów. Co prawda autor owych zarzutów uważa, że dyskusja jest niemożliwa z powodu rozmijania się racji i wartości moich i jego, niemniej jednak ja wierzę, ze przy odrobinie dobrej woli dyskusja możliwa jest zawsze i warto ją prowadzić nawet, jeśli na końcu obie strony pozostaną przy swoim zdaniu. Dlatego też postaram się odpowiedzieć na stawiane mi zarzuty.

1. Zarzutem pierwszym jest to, że tekst odnosi się do dyskusji na forum. Dla mojego adwersarza sam fakt, że forum jest często ostoją chamstwa i braku kultury wystarczy, aby nie podejmować dyskusji w tym temacie. Nie zgadzam się. Choć w żaden sposób nie usprawiedliwiam braku kultury i bezczelności podszytej poczuciem anonimowości, nie uważam, że oznacza to, że podejmowane na forach internetowych tematy należy z założenia ignorować. Byłby to klasyczny przypadek wylewania dziecka z kąpielą. Czy jeśli autorowi polemiki upadnie w błotnistą kałużę portfel to już go nie podniesie ponieważ stanie się on zabrudzony? Nie wierzę. Spodziewam się raczej, że podniesie portfel, spróbuje oczyścić go z błota i uratować to, co było w nim wartościowe i co uratować się da. Podobnego zdania wydaje się być także główny bohater mojego artykułu, inwalida wojenny Janusz Raczy który osobiście brał udział w opisywanej przeze mnie forumowej dyskusji. Zresztą jego kultura prowadzenia dyskusji także w kilku przypadkach pozostawiała wiele do życzenia. Czy w takim razie powinniśmy skreślić na wstępie również i jego racje, ponieważ zachowywał się chamsko w internecie?

Drugim argumentem za podjęciem dyskusji w tym temacie jest fakt, że owo forum nie jest jedynym miejscem, w którym Polacy dyskutują na takie tematy. Na temat naszego udziału w misjach zagranicznych wypowiadają się liczni publicyści i politycy, organizowane są protesty, poświęcone są mu działania licznych organizacji, wreszcie wielu Polaków, włącznie z autorem polemiki, rozmawia na takie tematy w życiu prywatnym. W żadnym z powyższych przypadków nie można zarzucić dyskutantom chamstwa i krycia się za internetową anonimowością. Mi nie udało się dotrzeć do pana Janusza pomimo odnalezienia go na Facebooku, dlatego za punkt wyjścia do mojego artykułu wziąłem owo internetowe forum na którym (po odsianiu chamstwa i buractwa) prowadzona była rzeczowa dyskusja w której wypowiadały się obie strony sporu.

2. Zarzut jakobym „popierał internetową furię chamstwa” jest krzywdzący, bezpodstawny i wzajemnie sprzeczny z innymi fragmentami polemiki w której sam jej autor zauważa, że nie bronię internetowego chamstwa a jedynie staram się z niego wyłuskać wartościową dyskusję. To, że autor polemiki nie zgadza się ze mną w kwestii tego, czy warto to robić, nie daje mu prawa bezpodstawnego zarzucania mi poparcia dla skandalicznego zachowania anonimowych internautów.

Przechodząc do konkretów: zasadnicza różnica z punktu widzenia pojedynczego żołnierza między wojną obronną (do której powołana jest nasza armia) a misjami zagranicznymi, które coraz częściej stają się listkami figowymi dla wojenek prowadzonych przez USA w obronie ich interesów jest to, że na te drugie wyjeżdża się na ochotnika. Dlatego jeśli zgadzam się z tym, że było wielką krzywdą wyekspediowanie bohatera mojego artykułu na wojnę, nie należy zapominać o tym, że nie ekspediowano go tam pod przymusem. Decyzję o wzięciu udziale w tym interesie podjął sam i nie była to szybka decyzja w wirze walki ale dobrze przemyślana i zapewne przedyskutowana z rodziną kwestia.

Autor polemiki nie rozróżnia dwóch spraw: wyjazdu na wojnę pojedynczego żołnierza oraz udziału naszej armii w obcych wojnach jako całości.

– W pierwszym przypadku odpowiedzialność ponosi ów konkretny żołnierz, zgłaszający się do wyjazdu na ochotnika (obojętnie czy z powodów finansowych, obawy utraty pracy, chęci sprawdzenia się czy szczerej wiary w sensowność owego konfliktu zbrojnego). Nikt do wyjazdu go nie zmuszał, i żaden sąd wojenny by mu nie groził jeśli wyjazdu na cudzą wojnę by odmówił.

– W drugim przypadku, mój adwersarz pisze „W przypadku wojny w Iraku i Afganistanie politycy wybrani przez społeczeństwo polskie podjęli decyzję o zaangażowaniu polskich żołnierzy. Politycy byli wybrani (a wiec reprezentowali większość), co więcej w kolejnych wyborach wyborcy potwierdzili mandat dla partii odpowiedzialnych za wojnę  (PO, PiS, SLD, PSL).”. Naiwnością jest twierdzić, że ponowne wybranie owych partii oznacza społeczną akceptację dla udziały naszej armii w wojnach zagranicznych. Po pierwsze, wojna w Afganistanie to nie jest jedyna sprawa, którą żyją Polacy, a śmiem twierdzić, że wbrew temu, co nam się wmawia, jest to sprawa o praktycznie nieistotnym wpływie na życie codzienne w skali kraju. Dlatego też nasz udział w owej nie jest jedynym czynnikiem branym pod uwagę przy urnie wyborczej. Po drugie, jak sam autor polemiki zauważył, poparcie dla wojny deklarowali politycy partii z całego zakresu naszego politycznego spektrum, dlatego ponieważ w tym przypadku panowała między nimi zgoda, o wynikach poszczególnych partii decydowały inne czynniki. Czy autor polemiki naprawdę uważa, że ponieważ wszystkie partie głównego nurtu mają takie samo zdanie w kwestii naszego udziału w obcych wojnach, Polacy którzy się z tym nie zgadzają masowo ruszą głosować na Korwina-Mikke albo monarchistów?

3. „Każda wojna jest złem (…) są jednak sytuacje kiedy konieczne jest użycie zła” – pisze mój adwersarz. Według niego najłatwiej usprawiedliwić to zło obroną ojczyzny. Następnie przedstawia hipotetyczny przykład wojny z Litwą aby zakończyć kolejny punkt tezą, jakoby żołnierz walczący w wojnie rozpętanej przez wybranych przez nas polityków z definicji walczył w słusznej sprawie a zatem zasługiwał na nasz szacunek. To jest właśnie punkt, w którym najbardziej się rozmijamy. Ja jestem całkowicie przeciwnego zdania. To właśnie dzięki bezwarunkowemu poparciu obywateli dla decyzji demokratycznie wybranych polityków wysyłających swoją armię na sąsiedni kraj rozpętała się druga wojna światowa, największa krwawa rzeźnia w historii naszej planety. Z drugiej strony – to właśnie dzięki masowym protestom i buntowi całego pokolenia Stany Zjednoczone zaniechały dalszego wojowania w Wietnamie.

4. Żołnierzy do Iraku wysłano decyzją polityczną. Natomiast każdy pojedynczy żołnierz do Iraku pojechał w wyniku osobistej decyzji o tym, czy chce się zgłosić na ochotnika czy nie. Nie byłoby możliwe wysłanie żołnierzy otwartym rozkazem – właśnie dlatego, że podstawy moralne oraz prawne dla polskiego udziału w tej wojnie były wątpliwe. Należy rozróżnić te dwie rzeczy jakimi jest decyzja o wzięciu udziału w wojnie na poziomie państwowym od decyzji o wzięciu udziału w wojnie na poziomie prywatnym danego żołnierza. Dlatego jak najbardziej uzasadnione jest mówienie, że jechali tam na ochotnika – z prostego powodu, że tak właśnie było. Sam Janusz Raczy mówi, ze pojechał tam „aby sprawdzić się jako żołnierz”. Naprawdę, jest mi bardzo trudno znaleźć jakieś znaczące różnice pomiędzy miłośnikiem sportów ekstremalnych a stanowiskiem bohatera mojego artykułu. Do tego jest powszechnie wiadome, że finansowa strona wyjazdu była zachętą dla wielu z naszych mundurowych, o czym wielu z nich mówi nie tylko prywatnie, ale i publicznie. Również to jest wynikiem ich własnych wyborów – świadomie podjęli decyzję o karierze w wojsku wiedząc, że na zdobyte tam przez nich kwalifikacje i uprawnienia będzie znikome zapotrzebowanie poza służbami mundurowymi. Wyjazd na misje zagraniczne jest właściwie jedynym sposobem na dorobienie się dla kiepsko opłacanego polskiego żołnierza.

Argument o tym, że część żołnierzy liniowych była na kontraktach przez co nie mają prawa do należytej opieki po tym, jak odnieśli w wojnie obrażenia tym bardziej przenosi na nich część odpowiedzialności za sytuację w której się znaleźli. Gdyby na wojnę pojechali bo takie były rozkazy, a potem państwo pozostawiłoby ich samych sobie, odpowiedzialność w 100% leżała by na ich zwierzchnikach – czy to wojskowych, czy to politycznych. Jednak na wojnę jechali na ochotnika i nikt ich nie zmuszał do podpisywania owych kontraktów. Dobrowolnie weszli w taki a nie inny układ, a nie byli to przypadkowi ludzie z ulicy, tylko wyszkoleni żołnierze będący w armii nie od dziś. Ja jestem pacyfistą który uchylał się od „zaszczytnego obowiązku”, mimo tego nawet ja wiem, że na wojnie giną ludzie, w polskim wojsku jest bajzel a nawet wojskowa służba zdrowia w naszym kraju to kpina. Czy nie wiedzieli tego podpisujący owe kontrakty ochotnicy? Owszem, mówienie o tym otwarcie może być dla nich przykre, ale jak inaczej, jeśli nie poprzez publiczne mówienie o błędach, mamy dążyć do tego, aby nie popełniano ich w przyszłości?

5. Co do piątego punktu polemiki, nie wiem, czy można wartościować która śmierć jest bardziej bolesna. Skandalem jest oczywiście nierówne traktowanie armijnych vipów którzy zginęli w katastrofie będącej wynikiem zwykłego niedbalstwa oraz ludzi, którzy poświęcili własne zdrowie lub życie pełniąc rolę mięsa armatniego w gierkach prowadzonych przez naszych polityków. Natomiast co mnie boli, to boli mnie sam fakt, że nasi żołnierze narażają swoje życie i zdrowie w bezsensownych wojenkach na drugim końcu świata. Nie uważam jednak, że otwarte mówienie o błędach – nawet tych, które popełnili poszczególni żołnierze poprzez ochotniczy udział w bezsensownych wojnach – w jakikolwiek sposób pozbawia ich należnego im szacunku i godności. Wycenę swojej wartości własnej podjęli oni sami, podpisując kontrakt z armią na udział w wojnie na drugim końcu świata. Dla mnie człowiek, który (z obojętnie jakich powodów) opiera swoją karierę zawodową na udziale w obcych wojnach zasługuje nie na więcej, ale właśnie na mniej szacunku niż żołnierz który za zadanie stawia sobie obronę granic kraju przed rzeczywistym zagrożeniem.

Weterani tacy jak Janusz Raczy zapłacili wielką cenę za udział w czymś bezsensownym – a za coś takiego ja, podobnie jak większość Polaków, uważam nasz udział w nie dotyczących nas konfliktach zbrojnych. Jestem świadom, że teksty takie jak mój mogą być dla nich przykre. Ale w końcu są to ludzie, którzy dedykowali swoje życie stawianiu czoła przykrościom znacznie większym niż tekst jakiegoś tam pomniejszego publicysty idący pod prąd powszechnej tendencji do chwalenia ich i wyszukiwaniu pochlebnych uzasadnień dla ich niepotrzebnego poświęcenia. Jestem przekonany, że nawet jeśli przeczytają mój tekst nie stanie im się jakaś wielka krzywda.

Uważam że powinniśmy głośno mówić o tych rzeczach aby dostarczyć przeciwwagi dla obecnej w mediach pro-wojennej propagandy. Sytuacja w której wybrani demokratycznie politycy działają wbrew woli większości narodu jest skandaliczna i nie jestem w stanie wyobrazić sobie żadnych faktów które przemawiałyby za tym, że wojny z partyzanckimi grupami pasterzy kóz i plantatorów makówek o tysiące kilometrów od nas mają jakikolwiek pozytywny wpływ na bezpieczeństwo europejskiego kraju o drugorzędnym znaczeniu politycznym. Należy o tym dyskutować i dążyć do tego, aby takie sytuacje więcej nie miały miejsca.

No a do tego dochodzi jeszcze ta druga płaszczyzna – świat pojedynczego człowieka, który nie jest komórką w mięsie armatnim naszej armii ale po prostu bratem, synem, mężem i ojcem. Może gdzieś kiedyś, jakiś żołnierz, zastanawiając się nad podpisaniem papierów na wyjazd i wzięcie udziału w jakiejś wojnie trzy razy się zastanowi po przeczytaniu tekstu takiego jak mój, rzucającego nieco odmienne światło na to z czym wiąże złożenie podpisu na takim dokumencie. I może dzięki temu jego rodzina będzie mogła cieszyć się obecnością zdrowego, szczęśliwego męża i ojca w swoim życiu .

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 25 listopada 2013 by in Wojna and tagged , .

Zasady kopiowania z witryny FWiP

Wszelkie materiały publikowane w Centrum Informacji FWiP publikowane są na zasadach licencji Creative Commons 3.0 BY-NC (Uznanie Autorstwa - Użycie Niekomercyjne) chyba, że jest zaznaczone inaczej.

Odpowiedzialność za treść artykułów

Artykuły są wyrazem poglądów ich Autorów. Za treść przedruków, ogłoszeń itp., jeśli nie jest zaznaczone inaczej, odpowiada redaktor odpowiedzialny. Dokumenty i stanowisko Fundacji Wolność i Pokój muszą być sygnowane przez władze Fundacji zgodnie z jej Statutem

Kontakt z redakcją witryny FWiP