Fundacja Wolność i Pokój

Centrum Informacji

Krośnice (część pierwsza)

Andrzej Dobrski

Uwaga od Redakcji:

Tekst ten nawiązuje do artykułu „Pneumoencefalografia. Zapomniane ofiary komunistycznej psychiatrii”, który ukazał się na naszej witrynie cztery lata temu, a jego treścią są wspomnienia ofiary tych nieludzkich eksperymentów.

W Krośnicach znalazłem się przez interwencję Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie. Pochodzę z rozbitej rodziny. Wychowywały mnie Babcia i Mama. Byłem bardzo nadpobudliwy, w szkole miałem negatywne zachowanie nawet wbrew własnym staraniom. Myślę, że gdyby w promieniu 100 kilometrowym ode mnie znalazło się gówno, ja bym w nie wlazł.

Przyjechaliśmy do Krośnic nad ranem w I poł. listopada 1967 roku. Do kurortu trzeba było iść ok. 4 km. Do ok 7-8 h rano siedzieliśmy w otwartej na noc izbie przyjęć, potem skierowano mnie na VIII pawilon i zostałem przydzielony do IX grupy. Była ona liczebnie największa, a prowadził ją niejaki Bieroń lub Bieruń, starszy gość, o dość niecierpliwym usposobieniu do dzieci.

Byliśmy dziećmi. Ja miałem 10 – 11 lat. (Był 1967 rok, a ja jestem z listopada 1957.) Dziecko pamięta głównie złe rzeczy jakie go spotkały. Szczególnie, gdy złych było więcej, niż tych dobrych. Byłem pierwszy raz poza domem, sam. Pamiętam wielka samotność i pustkę. Nie pojmowałem relatywnie właściwych powodów dla jakich się znalazłem w Krośnicach. Dla mnie było to, jak oddanie psa do schroniska. Zdrada uczuć i zachwianie całej stabilności jaką zapewniał mi dom.

Zbliżał się czas akademii ku czci wodza rewolucji. Ja przyjechałem w samą gorączkę przygotowań. Z Bieroniem miałem wtedy, jako nowo przybyły, kilka starć. Byłem ciągnięty przez niego za uszy i podbródek. Za uszy podnosił mnie kilka razy do góry, więc mi je naderwał od dołu. Pielęgniarki znały pochodzenie tego typu uszkodzeń, lecz nie reagowały. Stosowały tylko zasypkę pabiamidową i na tym się kończyło. Pozostałe dzieciaki ostrzegały mnie słowami – „Nie zwracaj na siebie uwagi, bo pójdziesz na topy”. Pytałem więc, co to jest. Powiedziano mi, że jest to rażenie prądem. Że w gabinecie Kunzego (pokój przylegający do zabiegowego) stoi piekielna maszyna z gałkami i że niegrzecznych 2-3 razy w tygodniu prowadzą do tego gabinetu. Przy zabiegowym znajdowała się sala dla tych, wobec których stosowano iniekcje. Sala ta posiadała wielkie okno w celu obserwacji pacjentów. Kiedyś Kunze „przypalił” mnie, jak usilnie zaglądałem przez szparę w drzwiach. Nie zwrócił na mnie uwagi, tylko rzucił parę słów, coś w sensie „Gdy jestem ciekaw, to może dojść spotkania się z tą maszyną”- taki był sens…

Sypialnię mieliśmy potężną. Obok świetlicy IX grupy. Moją szczególną uwagę zwrócił nieznośny odór moczu dobiegający mnie, mimo że sala była czysta, bo chłopcy mieli dyżury. Dostrzegłem jeszcze coś, co mną wstrząsnęło. Przed ciszą nocną, kilku chłopców położywszy się do łóżek, kręciło głowami w lewo i prawo, poza własną kontrolą. Jakby wpadali w trans. Niektóry przy tym śpiewali… Inni, leżąc na brzuchu uderzali głową w poduszkę, mówili do siebie, lub uderzali, milcząc. Ja parę nocy przepłakałem.

Za zsikanie się do łóżka, (wielu to robiło), stosowano tzw. topy. Elektrowstrząsy, zwane zabiegami topelektrycznymi. Robiono to u dzieci z różnymi rozpoznaniami. I nie mi oceniać walor tego zabiegu. Wobec mnie stosowano te zabiegi bez uprzedniego zwiotczenia mięśni. Trzymano mnie siłą, zmuszając mnie do bierności. Wykręcano ręce i nogi, gdy walczyłem. A przede wszystkim, wobec oświadczeń lekarzy, była to KARA , nie leczenie. I jako KARĘ to odbierałem.

Poza topami, stosowano inne „metody lecznicze”, farmakologiczne. Byłem wielokrotnie poddawany zabiegom iniekcyjnym, złożonym z fenactilu, relanium, lub fenactilu ze spariną. Jedną z tzw. kuracji stosowanych wobec mnie, były iniekcje insulinowe (nigdy nie cierpiałem z powodu cukrzycy), aby wywołać wstrząs i śpiączkę insulinową. Bardzo mało pamiętam z takich zabiegów. Podawano nam przy tym do wypicia tzw. BLW (brom-luminal-waleriana). Nie miało to nic wspólnego z metodą blw stosowaną w pediatrii w celu nauczenia noworodka samodzielnego jedzenia.

Mieliśmy wszyscy po ponad 10 lat. Leżeliśmy po tym zamuleni strasznie. Budziłem się w dzień ze ślinotokiem. Nigdy. Podkreślam, NIGDY nie rozpoznano u mnie choroby psychicznej, tym bardziej schizofrenii. Terapie te trwały przeciętnie do 2 tygodni. Czasem dłużej, ale normą było 2 tyg. Nie wiem i nie rozumiem tego rodzaju „leczenia” aplikowanego dzieciom.

Miałem bardzo skłute zastrzykami pośladki. Zastrzyki walono 3x dziennie grubymi igłami. Podawano również w tym samym czasie zastrzyki z witaminy (B-12?), co było bardzo bolesne ze względu na jej oleistość.

Zadziwiające jest w tym wszystkim to, że cała przewrotność leczenia polegała na wywołaniu w tobie wymuszonych zachowań behawioralnych, przy zastosowaniu środków będących w obiegu leczniczym, zmuszeniu do poddania się tym zabiegom przy przekonaniu, że ty i twoje ciało tego potrzebujecie. Oficjalnie nikt się nie przyczepi, bo do czego?! Witamina jest legalna, a fakt, że wywołuje ból, to tylko efekt skutku ubocznego. W rzeczywistości jednak stosowano ją aby sprawić ci cierpienie. Byś wiedział, że jeśli nie będziesz cichy i pokorny, pójdziesz na zabiegi.

Stosowano celowe przedawkowywanie haloperydolu u dzieci NIE WYMAGAJĄCYCH tego leku. Po co? Skutkiem ubocznym działania haloperydolu są; drżenie, duże napięcie mięśni, ślinotok, nadmierny przymus poruszania się, akatyzja (przy czym podano do tego inne, antagonistyczne neuroleptyki i trankwilizatory) oraz dystonia (napadowe wykręcanie mięśni, nienaturalne postawy, wyginanie się). Ja nie miałem podawanego haloperydolu. Ale dzieci obok mnie, tak. Nas straszono, że one mają to za karę, a więc i nas to może spotkać. Bardzo się bałem.

Czasu mieliśmy dużo, ale nie dla siebie. Można powiedzieć, że wychowawcy chcieli zorganizować swój czas, ograniczając się do posiedzenia z nami do końca dyżuru, po czym udać się do siebie. Bywało, że całą grupą wychodziliśmy na spacer w stronę jezior krośnickich, ale był to przeważnie wieczór lub późne popołudnie. Rzadko graliśmy w piłkę. Boisko było przy drodze w stronę Wierzchowic. Mimo takiej przestrzeni nie mieliśmy zbyt wiele ruchu lub możliwości spalenia nadmiaru energii. Stąd u chłopców nadpobudliwych niepożądane przez personel zachowania, stąd też zła kryteria ocen, co skutkowało karami…

Wychowawcy, po odebraniu nas ze szkoły (szkoła podstawowa mieściła się w obecnym Urzędzie Gminy, pamiętam z niej piękny parkiet ozdobny z różnorakiego drewna, ułożonego w jakiś gwiaździsty wzór, oraz przepiękny park), prowadzili nas parami do pawilonu, na tzw. grupę. Ja byłem na grupie V wtedy. Naszymi wychowawcami było małżeństwo Rakowieckich oraz Elżbieta Płaziuk. Była piękną kobietą o urodzie aktorki.

Nasza świetlica była niewielka (na gr. IX była potężna). Znajdowało się tam parę stołów, szafa wychowawcy i oświetlenie jarzeniowe. Czasem, po odrabiankach mogliśmy sobie w coś pograć, w jakąś grę planszową (chińczyk). Każdej grze towarzyszą emocje. Nam kazano bawić się w ciszy. Zakłócenie jej groziło obniżeniem oceny ze sprawowania (zeszyt był prowadzony z kratkami z rana i popołudnia do wypełnienia), choć najczęściej było to karane staniem długi czas na baczność. Tak, ot! Bez sensu! Stać, i już. Grupowy miał za zadanie nadawanie dyscypliny temu staniu. Grupowym był niejaki Majcher z Łodzi, a następnie chłopak z Olsztyna, Andrzej Wangren.

Pamiętam niektórych chłopców z nazwiska. Gogulski i Florek z Oświęcimia, Seidler z Łodzi, Naleziński, oraz bardzo chory, Wojtek Kłopotowski z Łodzi. Czasem był z kontaktem, często bez. Moczył się. Czasem zrobił kupę pod siebie bezwiednie. Był ładnym dzieciakiem, miał piękne, duże, smutne i wymowne oczy. Dlatego go zapamiętałem. Jemu też robiono za sikanie zabiegi topelektryczne. Jego stan się pogłębiał. W końcu zniknął.

Nie wiem, czy zabrali go rodzice, czy poszedł na tzw. oddział IX, czy X. Były to parterowe baraki po drugiej stronie ulicy. Znajdowały się tam dzieci w stanach chronicznych, oderwane od rzeczywistości, przywiązane pasami lub bandażami do łóżek. Kilka razy urwałem się, zobaczyć co się tam dzieje. Widziałem to na własne oczy. Wszystkie dzieci w sali, większość leżący. Przez okno czuć było zapach zasikanej gumy spod materacy. Raz chyba widziałem jak latem wyprowadzono tę chorą czeredę na zewnątrz, tych, co chodzili. Widok porażający. Jedni stali kiwając się raz w przód, raz w tył, zacierając ręce, inni kręcili głowami na strony, inni mieli bandaże na dłoniach i byli jak manekiny, zamarli w ruchu.

Oddziały dziewczęce były tam, gdzie znajduje się samolot. Tam, w budynkach obok, takich niepozornych znajdowała się pracownie EFG, rentgen, i tam też robiono punkcje, odmy i pneumoencefalografię. Miałem trzy takie zabiegi. Dwa nieudane lub chodziło jedynie o pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. Po jednym zabiegu leżałem kilka dni z wielkim bólem głowy. Po każdej z punkcji musieliśmy leżeć ok. trzech dni na płaskim. Skończę w tym momencie.

Ciąg dalszy nastąpi…

16 comments on “Krośnice (część pierwsza)

  1. ktoś
    5 lutego 2020

    Autorze, skontaktuj się z prawnikiem i dowiedz, czy możesz otrzymać odszkodowanie.

    • Andrzej Dobrski
      14 lutego 2020

      Robię co mogę. Nas są tysiące, lecz ilu sprawnych na tyle by móc upomnieć się o wyrównanie krzywd i ukaranie sprawców, nie wiem. Sądzę, że skoro III RP przejęła spuściznę po PRL, to z całym dobrodziejstwem inwentarza.

  2. Ryszard Marcinkowski
    21 listopada 2020

    Nie sądzę że winni się odnajdą. Minęło ok.50 lat . Większość tych oprawców już nie żyję. Nie sądzę też że media to nagłośnią. Podziwiam Twoją determinację i życzę Kolego powodzenia. Jeśli mógłbym pomóc to pisz bezpośrednio na email ry_mar@wp.pl. Pozdrawiam !

    • Andrzej Dobrski
      15 czerwca 2022

      Dobry wieczór. Nie odzywałem się, bo trochę chorowałem, trochę też byłem zrezygnowany z racji bezradności wobec milczenia tych, których Krośnice sponiewierały. Chciałem nadać życie temu wstydowi polskiej medycyny. Tej hańbie wychowawczej jaką nam zaordynowano. Myśl o tym, że nie mogę się z tym przebić(a wiem, że gdyby zgłosiło się wiele osób, miało by to sens) bowiem nie posiadam dostatecznych środków medialnych by nadać mojemu jękowi życie. W tej chwili zaświtało światełko w tunelu. Poznałem redaktora którego zainteresował problem związany z Krośnicami. Myślę, ze wreszcie coś ruszy z miejsca. Pozdrawiam.

  3. james cooper
    24 listopada 2020

    Popłakałem się . Jako 12-letnie dziecko byłem w Krośnicach jeden rok. Dokładnie nie pamiętam , około 62 -63roku. Tragedia dla mnie ale jedna z wielu. Pamiętam tylko jeden zastrzyk w pośladek po którym zdrętwiała mi noga i wiłem się z bólu, chyba godzinami. To była za coś kara. To był dla mnie szok z którego już się nie podniosłem. co za okrucieństwo. Moja własna wola została na zawsze złamana. I chyba o to chodziło mojemu oprawcy – ojcu, który mi ten szpital załatwił i który mnie katował w domu przy pozwoleniu matki. Po skończeniu tam 5 klasy( powtórka) kazano mi pisać list do tegoż ojca -oprawcy , gdzie przyrzekałem mu, ze już nigdy nie będę sprawiał problemow…i błagałem go abym wrócił do domu ( byłem z Kielc). W ostatnich latach przypomniałem sobie ze byłem w jakimś szpitalu – ośrodku wychowawczym gdzieś na Śląsku ale nie wiedziałem ze to były Krośnice. Cały to zdarzenie było całkowicie wymazane z mojej pamięci. Dopiero w 2020 roku zdołałem ustalić ze to były… Krośnice – po rozmowie z przyjacielem , który jak się okazało tez tam był ale w późniejszym czasie. Co pamiętam w tej chwili to ucieczki dzieci z tego miejsca , co było nagminne i za co były dzieci karane zastrzykami. Pamiętam również wychowawcę . Miał krótką brodę i ciemne włosy , chyba nie dużego wzrostu. Był tęgi. Pamiętam te codzienne oceny za zachowanie czego zawsze się panicznie bałem. Pamiętam boisko gdzie graliśmy w piłkę. Nic więcej, jak na razie. Pamiętam jeden rok przez który ani ojciec ani matka nie kontaktowali się ze mną , nawet listownie i nigdy nie wiedziałem czy kiedykolwiek wrócę do domu. Zdaje sobie dziś sprawę ze pobyt w Krośnicach był dla mnie zdarzeniem które , najprawdopodobniej było głównym powodem mojej późniejszej dysocjacji w wieku 15 lat i tragediach które później nastąpiły w moim życiu .Co za niespodzianka , gdy znalazłem dzisiaj ze są ludzie którzy tam przeszli piekło i którzy domagają się , wysłuchania , odszkodowania, zadośćuczynienia.

    • Andrzej Dobrski
      18 Maj 2021

      Dzień dobry.
      Nie zaglądałem na forum dość długo. Dziś wszedłem i dostrzegłem Pański post. Ja miałem wtedy 10 lat. Pamiętam w zasadzie WSZYSTKO. Ciężko z tym żyć…Szukam ludzi którzy przebywali w Krośnicach i musieli, jako dzieci, przejść przez te drzwi, które dla innych były na szczęście jako doświadczenie, zamknięte. Chciałbym nadać Krośnicom moc realnego zaistnienia w mediach i świadomości ludzi parajacych się medycyną neuro psychiatrii dziecięcej w obecnym czasie. Domagam się ujawnienia bezeceństw jakie nam serwowano. Krośnice to był kombinat jakiejś „medycznej” perwersji, jakiejś niezasłuzonej piekielnej otchłani do której zostaliśmy nagle i bez naszej woli, wtrąceni. Po Krośnicach , nie było we mnie nic z dziecka. Nie było beztroski, otwartości i naiwności dziecięcej. Póki żyję, będę dążył do rozliczenia tego miejsca. To się na prawdę działo! To było, istniało, dotykało nas swoim bezsensem i niemocą. NIe umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Tkwi we mnie ocean żalu i złości, bowiem parszywe dłonie które wzięły mój los i życie w swoje łapy są do tej pory bezkarne. W zeszłym roku zmarł J.Tomaszewski, były ordynator paw. VII, kolega Kunzego. Naszym kosztem porobili doktoraty, popisali prace naukowe, i stali się luminarzami oraz demiurgami nowoczesnej medycyny pediatrycznej. Kunze zmarł w Łodzi w 2014 roku. Nie dane mi było ścisnąć go za gardło. Myślę, że tam , gdzie są ( wyobrażam to sobie ) mają swoich doktorów i opiekunów piekielnej kadry pedagogicznej.
      Owczesne dzieciaki, przerazone postacie z glutem w nosie, wyparły z pamięci i z umysłu Krośnice, ponieważ z tymi wspomnieniami nie dało rady wejść w dorosłe życie. Należy nam się zadośćuczynienie. Należy się nam usprawiedliwienie za włączenie nas do diabelskiego planu którym nas dotknięto rękami tych niby lekarzy.
      Tak, drogi panie. To było piekło. Najgorsze w tym jest to, że cierpiące dziecko uważa, że to ono jest winne takiemu stanu rzeczy. Że to ono przyczyniło się do tego, że zostało skrzywdzone, bo nie uważa, ze człowiek dorosły, mający rodzinę i dzieci był by w stanie innemu dziecku zaaplikować solidną porcję zdrady, obłudy i cierpienia. Przecież to się wszystko działo dla naszego dobra!!!!!
      Krośnice działały w PRLu od lat 1945-tych. do chwili likwidacji „pensjonatu” z tą miejscowości a i kurortem zapoznało się dobrych paręnaście tysięcy dzieci. My staliśmy się penitencjariuszami Krośnic. Tylko wspólnie możemy to wszystko ujawnić. Każdy z nas ma swoje możliwości i przebicie. Próbujmy, a stanie się …

      • Wiesław Chamera
        12 czerwca 2022

        Ja również byłem w Krośnicach lata 66-67 3 miesiące .Pamiętam delbety i topy. Byłem na pawilonie VII .Chodziłem do V klasy, Pamiętam kolegów z grupy Kobylański z Warszawy , Pukajło ze Wschowy ,Filipiak Maria z Wrocławia. Pamiętam tego Tomaszewskiego. Mile wspominam nauczycieli p. Polak -opowiadał nam na lekcjach plastyki filmy, p .Rychcik od prac ręcznych . Nie zmienia to faktu że było mi tam bardzo źle. Wychowawcą moim była m. innymi p. Mincel. Za ucieczkę dostałem serię topów. Przepraszam za chaos w moim poście. Pozdrawiam wszystich . Wiesiek Ch z Łodzi.

        • Andrzej Dobrski
          15 czerwca 2022

          Dobry wieczór. Bardzo było by dobrze, gdybyśmy złapali jakiś kontakt. Pracuję nad tym, żeby Krośnice uczynnić „sławne” z tego właśnie powodu. Te kanalie w białych fartuchach które robiły nam krzywdę zeszły z tego świata. Ale pozostał ich sukcesor. Państwo. Skarb Państwa. Przejeli po PRL kraj, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Gdyby Pan się zdecydował, proszę o kontakt na adres axel.hagen1957@gmail.com

        • orphan
          29 września 2022

          Też byłem w Krośnicach były kary ale też nagrody nie demonizujcie tego wszystkiego takie mieliśmy życie nie ma urazy do nikogo różnie bywało dzięki nauczycielom którzy uczyli w szkole pamiętam pana od ZPT który gdy się go poprosiło opowiadał filmy był w tym świetny opowieść Ptaków według Alfreda Hitchcocka oraz wiele innych zostawiło niezatarte wspomnienie był pan od Matematyki który robił często sprawdziany bo wystosowaniu listu do tego pana wmieszanego w oddawane kartkówki o treści że dzięki tym kartkówką inżynierami raczej nie zostaniemy spotkaliśmy się ze zrozumieniem sytuacji zastrzegł że wyjątkowo na matematyce będziemy wychodzić grać w piłkę… odnośnie zastrzyków dosyć bolesnych nie były ot tak za nic bolało dupsko ale pamiętało się za co… punktacja zachowania do zeszytów itd. jak ktoś miał poniżej minimum na oglądanie dobranocki szlaban nie można było wyjść do kina z grupą to miało wpływ mobilizujący do dostosowania się do grupy. NIE CHCĘ ŻADNEGO ODSZKODOWANIA nie wspominam tego wszystkiego ani dobrze ani źle TAKIE BYŁY CZASY TAKI SYSTEM GNOJENIA INDYWIDUALIZMU.

    • Andrzej Dobrski
      15 czerwca 2022

      Może jaiś kontakt?! Pracuję nad tym, aby jak najwięcej byłych pacjentów tego „kurortu” odezwało się do mnie.Zamierzam wystąpić z pozwem zbiorowym. Nasi oprawcy w białych fartuchach zeszli z tego świata w nimbie chwały i uznania świata psychiatrii dziecięcej. Należy wspomnieć o nadużyciach jakich się wobec nas dopuszczono. Poznałem redaktora którego problem Krośnic zainteresował. Spodziewam się, że reportarz zostanie opublikowany. Zakładam, ze wtedy zgłoszą się ludzie, byli mali pacjenci, na których trauma pobytu wywarła piętno na całe życie. Zapraszam do kontaktu na maila axel.hagen1957@gmail.com

      • Czeslaw
        2 stycznia 2023

        Też bylem pacjentem tego strasznego miejsca w1967 r. Moim wychowawcą był p.Zimny, pawilon 7. Tomaszewski raził mnie prądem, delbety pamiętam, ucieczki chłopców, kary za choroby. Jestem zainteresowany problemem.

        • Andreas Friedhelm.
          7 stycznia 2023

          Hej. Istnieje forum „naszekrośnice”. Trzeba się tam zalogować, aby móc pisać wiadomości. Poszukaj na FB Marka Osiecimskiego. Jest reporterem od ciężkich i smutnych spraw na TVN24. Obecnie zbiera materiały do części drugiej ( pierwsza była, z mojej przyczyny) Zgłosiło się do niego ponad 10 osób. Zgłoś się do niego koniecznie. Warto ruszać temat do końca. Należy się nam zadośćuczynienie (mam na myśli pozew zbiorowy). Aż dziei się, ze problemem Krośnic nie zainteresował się IPN. Na nas dopuszczano się zbrodni. pozdrawiam.

  4. Tina Medeiros
    6 stycznia 2023

    Witam. Byłam w Krośnicach 2 razy; rok 1967 )7 miesiecy, miałam wtedy 6 lat, i rok 1970, chyba cały rok. Powodem była okropna sytuacja w domu. Mama kazała mi udawać nadnerwowość aby przekonać tym lekarzy że powinnam być zabrana do sanatorium. Strasznie płakałam jak mnie mama tam zawiozła, trudno mi było się z nią rozstać. Pamiętam że dano mi granatowy dress i czarne sznurowane trzewiki. Nie wolno było mieć żadnych swoich rzeczy.
    Zostałam umieszczona na Pawilonie czwartym. Co najbardziej utkwiło mi w pamięci to częste pobierania krwi przy czym zawsze omdlewałam i pielęgnarki się na mnie wydzierały. Do dziś mam fobię pobierania krwi! Dostawałam też jakieś strasznie bolesne zastrzyki, ale tylko przez miesiąc jak leżałam w pobliskim szpitaliku chora na ospe. Pamiętam że byłam przy tym strasznie zawszona, cała pokryta strupami. Do dziś mam ślady po tych zastrzykach.
    Naprzeciwko pawilonu czwartego był wielki budynek który wszyscy nazywali; Trójka B. Był ogrodzony. Na tym ogrodzonym terenie często widywaliśmy sporo dorosłych ludzi, obu płci, ale większość to kobiety które miały różne problemy psychiatryczne. Często chodziliśmy w grupie do parku obok i mijając tych ludzi można było się im nawet dobrze przyjrzeć. Pamiętam jak wyciągali do nas przez siatkę-ogrodzenie ręce prosząc o słodycze.
    Jedna z dzieczynek w mojej grupie miewała spore ataki agresji i raz została związana i zaniesiona na Trójkę B. Wróciła chyba po tygodniu, zupełnie zmieniona. Były jakaś taka niedostępna emocjonalnie, bardzo spokojna i małomówna. Jakoś nie udało mi się dowiedzieć skąd te nagłe zmiany, co było tego powodem. Chyba jakoś tak zaraz potem została zabrana do domu.
    Pamiętam system ocen-punktów. Panie które się nami zajmowały prowadziły taki zeszyt w którym notowały oceny naszego zachowania. Można było zdobyć 12 punktów dziennie, 6 rano, i 6 wieczorem, za; uspołecznienie, pilność, i kultura. Ilość zdobytych punktów w przeciągu tygodnia decydowała o nagrodach. Najwyższą nagrodą była ‚przepustka’, kiedy to w niedzielę można było wyjść na chzba 3 godziny na miasteczko gdzie w jednym takim miejscu dostawało się słodycze i chyba szło się nawet do kina czy na huśtawki w pobliskim parku.
    Nigdy nie widziałam aby ktoś był bity, ale były kary klęczenia czy stania w kącie. Ponieważ byłam dzieckiem bardzo zastraszonym poprzez ciężkie doświadczenia w domu, unikałam zwracania na siebie uwagi i jakichkolwiek konfliktów. Nie byłam więc karana, ale widziałam inne dziewczynki które często były karane klęczeniem oraz niemożnością brania udziału w wycieczkach czy okazajnych zabawach. Z wychowawczyń pamiętam 3 panie; Pani Holak, pani Wieczorek, i pani Krakowska. Wszystkie 3 były według mnie bardzo w porządku.
    Ciekawi mnie czy ktokolwiek wie coś więcej o tym budynku Trójka B? Próbowałam znaleźć cokolwiek na internecie, ale jakoś mi się to jak dotąd nie udało. No i oczywiście co teraz jest w tym budynku gdzie ja przebywałam, pawilon czwarty?
    To było bardzo dawno temu, jednak mam masę wspomnień z pobytu w Krośnicach. Powiem szczerze, że są to raczej pozytywne wspomnienia.. Być może dlatego że porównuję je do tego co działo się u mnie w domu.

    • Andreas Friedhelm
      7 stycznia 2023

      Odpisałem Ci na forum naszekrośnice. Przeczytaj uwaznie. Poszukaj na FB Marka Osiecimskiego. Pracuje w TVN24 i będzie robił powtórkę (cz. II reportażu). Dobrze było by, gdybyś cię z nim skontaktowała.

  5. Dariusz szreiber
    8 lutego 2024

    Mój nr 537279808 jestem za zbiorowym w chuju mam kasę chce aby każda kurwa na tym świecie doświadczyła tego co sama robi wiele tam zniosłem za wiele męczy mnie to mam 30 lat a wracam do tego raz w tygodniu nasikam na groby tych którzy brali w tym udział kuracje kompanie się grupowe z starszymi oddziałami starszymi masakra próby powieszenia pedofilia na moich kurwa oczach nikt kto tam nie był tego o nie zrozumie jestem z woj pomorskiego i wiecie co 2 dni temu pojechałem do krosnic upewnić się że ten burdel nie istnieje a gdyby dalej coś tam było to byście o mnie usłyszeli nikt napewno tam skrzywdzony by już nie był nie mam w sobie nienawiści tak jak przecinków nie wstawiam mam w sobie gniew ból wiecie o czym mówię

  6. więzień
    6 Maj 2024

    Ja byłem tam więziony 76/77 Dla mnie jedynym sposobem na tych zwyrodniałych szmaciarzy i psychiczne pielęgniarki była ucieczka . Ja to wciąż robiłem i dlatego żyję !!!Mam nadzieję , że te indywidua zdychały i będą zdychać w mękach !!!

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 4 lutego 2020 by in Edukacja, Historia, Prawa Człowieka and tagged .

Zasady kopiowania z witryny FWiP

Wszelkie materiały publikowane w Centrum Informacji FWiP publikowane są na zasadach licencji Creative Commons 3.0 BY-NC (Uznanie Autorstwa - Użycie Niekomercyjne) chyba, że jest zaznaczone inaczej.

Odpowiedzialność za treść artykułów

Artykuły są wyrazem poglądów ich Autorów. Za treść przedruków, ogłoszeń itp., jeśli nie jest zaznaczone inaczej, odpowiada redaktor odpowiedzialny. Dokumenty i stanowisko Fundacji Wolność i Pokój muszą być sygnowane przez władze Fundacji zgodnie z jej Statutem

Kontakt z redakcją witryny FWiP