Fundacja Wolność i Pokój

Centrum Informacji

Popiół i… ”Kier”

Jarosław Kapsa

Gdyby ta historia nie była prawdziwa mógłby ją ktoś nazwać nieudanym szkicem scenariusza filmowego. Ale to było; wydarzyło się w Częstochowie, w miejscu, które mijam prawie codziennie… Dotyczyło osób, które miałem szczęście poznać.

„Kiera” – Aleksandra Szczepańskiego – zatrzymano w pierwszych dniach czerwca 1945 r. W pracy konspiracyjnej ryzyko jest częścią gry, czas i miejsce, gdy dopadną – nieprzewidywalne. Z mieszkania konspiracyjnego zgarnęli nie tylko „Kiera”, w czasie rewizji znaleziono przygotowane przez niego meldunki i plany działań. 6 czerwca prokurator wydał postanowienie o aresztowaniu, w tym samym dniu zaczęły się przesłuchania. Nie wiemy, jak wyglądały… Znamy treść zeznań, nie znając metod ich wydobycia. Kto je poznał wie, że nie ma bohaterów; ważny był czas, nie pęknąć od razu, dać szansę na zabezpieczenie struktur. Ważny był zakres, możliwie najdłużej nie ujawniać nazwisk i adresów.

Na pierwszym przesłuchaniu „Kier” zgodnie z zasadą jeńców wojennych potwierdził lakonicznie: żołnierz AK, w ZWZ od 1940, do 1942 oddział lotniczy, potem komendant placówki, stopień wojskowy: porucznik AK. Drugie przesłuchanie, 7 czerwca, było znacznie dłuższe. Zgodnie z zasadą, kopiowaną z najlepszych sowieckich wzorców, zatrzymany musiał wyspowiadać się z grzechów całego życia. Potem wielokrotnie tą spowiedź musiał powtarzać, by śledczy mogli, wykrywając różnice, oddzielić kłamstwo od prawdy. Życiorys był ważny, decydował o wyroku. Sędzia musiał znać pochodzenie społeczne oskarżonego, rozpoznać, czy ma do czynienia z wrogiem klasowym, czy jednostką przez sanację i burżuazję otumanioną…

Pochodzenie klasowe Szczepańskiego było ogólnie słuszne. Urodzony w 1916 r., dziecko z robotniczego osiedla, ojciec włókniarz, pracował w fabryce Peltzera. W czasie wielkiego kryzysu wędrował za chlebem do Łodzi, do innych miast przemysłowych. Wrócił do Częstochowy wyuczywszy się fachu blacharstwa, żył ze zleceń prywatnych remontów domów. Aleksander, wędrując za ojcem, ukończył 7 klas szkoły powszechnej w różnych miastach. Na kontynuacje nauki nie było go stać, od piętnastego roku życia pracował pomagając ojcu. Ojciec widząc, że chłopak inteligentny i chętny do nauki, załatwiał mu różne szkoły dokształcające. W jednej z nich, zawodówce przy zakładach włókienniczych Union Textille, poznał rówieśnika – Tadeusza Więckowskiego. Tadeusz, syn kolejarza, był fanatycznym pasjonatem lotnictwa; dostrzeżono to i doceniono. W 1934 uczęszczał na kurs szybowcowy na częstochowskim lotnisku Kucelin, egzamin zdał w Katowicach. W Poznaniu ukończył Państwową Szkołę Budownictwa, jednocześnie w 1938 r. uzyskując uprawnienia pilota samolotowego. We wrześniu 1939 r., jako ochotnik walczył w szeregach 27 pp, aż do rozbicia jednostki pod Terespolem.

Aleksandra udział w kampanii wrześniowej ominął. Nie odbył wcześniej służby wojskowej, nie został zmobilizowany, jako ochotnika skierowano go do kopania okopów i pełnienia dyżurów ppoż. Wojsko zaczęło się dla niego w 1940 r., gdy po długiej tułaczce wrócił do Częstochowy Więckowski. Szczepański był pierwszym z żołnierzy tworzonego przez niego plutonu ZWZ; plutonu przygotowywanego do najtrudniejszych zadań wywiadowczych i dywersyjnych. W 1941 r., z Więckowskim skontaktował się „cichociemny” mjr „Adolf”, przedwojenny oficer lotnictwa. Budowano siatkę wywiadowczą obserwującą ruchy wojsk niemieckich na lotniskach: ustalenie zasobów, ilu pilotów, ilu ludzi w personelu naziemnym, gdzie stacjonują; jakim sprzętem dysponują, jaki uzbrojeniem, jakie i gdzie są zmagazynowane ich rezerwy… Pluton Więckowskiego stał się częścią owego wywiadu lotniskowego, odpowiedzialnym za obserwację lotniska na Kucelinie i nowego, budowanego w Rudnikach. Zadanie przerastało możliwości jednego plutonu; w 1942 r. powstał oddział „lotniskowy” stworzony z 3 plutonów; dowódcą mianowano Henryka Furmańczyka, Wieckowski został jego zastępcą. Furmańczyk, pochodzący z PPS-owskiej rodziny, przed wojną skończył podchorążówkę w Dęblinie, zmobilizowano go we wrześniu 1939 r., jako oficera lotnictwa w stopniu podporucznika. Pojmany na Wołyniu przez Sowietów uciekł, trafił do obozu niemieckiego – też udało mu się zbiec. Nie udała się kolejna ucieczka, przez Węgry do Francji; w Warszawie wstąpił do tworzonej przez PPS konspiracji WRN. Stamtąd skierowano go do rodzinnej Częstochowy na stanowisko szefa referatu II obwodu ZWZ-AK.

Obserwacja lotnisk stała się ubocznym zajęciem, radził sobie z nią doskonale Więckowski. Furmańczyk rozbudował siatkę obserwacyjną inwigilującą jednostki niemieckie, systemy transportowe, produkcję w przejętych przez okupanta zakładach przemysłowych. Doszło też nowe zadanie: przyjmowanie zrzutów. Pierwszy zrzut z bronią i amunicją, w końcu 1941 r. przyjął pod Lelowem, korzystając z pomocy brata – Franciszka. Pod spodziewane następne wyznaczył trzy tereny, a do obsługi i odbioru chłopców od Więckowskiego. Trzonem zespołu zrzutowego stała się dwójka przyjaciół: Aleksander Szczepański „Kier” i Edward Kowalski „Rudy”. Ostatni, najważniejszy, zrzut odbierali w Wigilię 1944 r.: był to aliancka misja „Houston”, wysłana w celu nawiązania kontaktów z Komendą Główną AK. Alianckich oficerów odbierali „Kier” i „Rudy” na lądowisku pod Bystrzanowicami, ubezpieczał oddział Jerzego Krupińskiego „Ponurego” dowodzony przez „Basa” Bączyńskiego.

Był to już ostatni akord wojny z Niemcami. Rozpoczęła się styczniowa ofensywa wojsk sowieckich. Misja „Houston” trafiła do sowieckiego aresztu, wraz z oficerami alianckimi, ale na innych, gorszych warunkach, do sowieckiego więzienia trafił „Bas”; na zesłanie w głąb Rosji wysłano d-cę oddziału z Dąbrowy Zielonej – „Marcina” Tarchalskiego. „Ponury” rozwiązał swój oddział, nakazując powrót ochotników do domów i zakonspirowanie się wobec nowej władzy.

„Do kwietnia 1945 nie robiłem nic” – opowiadał „Kier” na przesłuchaniu 7 czerwca – mieszkałem u ojca, pracowałem z nim, po wojnie roboty dla blacharzy nie brakowało”. Czy była to prawda? A od kiedy prawdę mówi się na przesłuchaniach… W marcu aresztowano „Rudego”, zwolniono go po dwóch tygodniach, ale dla konspiracji był spalony. „Kier” odwoływał się do polecenia „Niedzieli”, komendanta obwodu AK: miał siedzieć cicho, nie rejestrować się, by go do wojska nie wzięli. Jak się nazywa „Niedziela” – nie wie, posługiwali się pseudonimami. W kwietniu skontaktował się z nim „Leon” (nazwiska też nie zna), zgodził się pracować dla niego wykonując zadania wywiadowcze. Przysięgę, po wejściu do nowej organizacji, złożył w Parku Staszica. Zadania wyznaczał mu „Leon”, nazwany w przesłuchaniu „agent nr 1”. Współpracował z „Rudym” Edwardem Kowalskim (po marcowej wpadce „Rudego” nie chciał go kryć), innych nie zna…

„Leon” Edward Kozłowski, był w czasie okupacji szefem częstochowskiego KEDYW-u (ref 11 – sabotaż i dywersja). Po wejściu Sowietów „Radosław” Mazurkiewicz powierzył mu kierowanie obwodem organizacji „Nie”. Szefem okręgu „Nie” został płk Prawdzic, jego adiutantem, bliski kolega „Kiera” – Lońka, Leonid Parnasow „Lo”. Polak i częstochowianin z wyboru, syn ukraińskiego oficera, przedwojenny, „fanatyczny” harcerz. „Kier” poznał go w lasach złotopotockich, w oddziale „Ponurego”; razem z Lońką był inny „harcerzyk” „Młody”, Zygmunt Łęski. Zmarły przed wojną ojciec Łęski, zakładał w czasie I wojny światowej częstochowskie harcerstwo, żona była komendantką dziewczęcego hufca, w 1939 r. uczestniczyła w tworzeniu „Szarych Szeregów”. Syn Wojciech, przedarł się na Zachód, walczył w Armii Andersa, drugi syn – Jerzy – wraz z narzeczoną Krystyną schwytany przez Niemców na „szlaku kurierskim”, oboje rozstrzelano. Zygmunt był najmłodszym, wraz z Lońką uczestniczył od 1941 w akcjach dywersyjnych, latem 1944 r., trafił do oddziału „Ponurego”. Wiosną 1945 r. nadal byli nierozłączni, Lońka mieszkał u Łęskich, w kamienicy Al. NMP 12. Obaj uczestniczyli w wytyczeniu nowych tras kurierskich, przeprowadzali przez Sudety do brytyjskiej strefy okupacyjnej płk Prawdzica i komendanta Okręgu AK „Juliana”. W noc przed 1 majem 1945 r., samowolnie, bez akceptacji dowództwa, urządzili symboliczną manifestację. Wysadzili w powietrze, świeżo ustawiony na centralnym placu, pomnik wdzięczności sowieckiej armii.

„Kier” milczał o nich podczas czerwcowego maratonu przesłuchań. Prócz nazwiska „Rudego” nie wymieniał nikogo: nie zna, nie pamięta, nie spotkał… Przesłuchujący rzucał na stół znaleziono u „Kiera” meldunki. Tak – przyznaje się: jego zadaniem była lokalizacja i obserwacja jednostek i instytucji sowieckich oraz UB. Tak, przyznaje się: pisał w meldunkach akty oskarżenia. Śledczy nakazuje mu odczytać, padają znajome im nazwiska z dopiskami: Musiał Stanisław „Wojtek” z-ca komendanta UB Dziadosza, łobuz, przyczynił się do aresztowania „Niedzieli”; Jakóbczak por. bezpieki, znęca się nad aresztowanymi, sadysta; Grzywnowicz, dyr. „Motte”, wraz z dwoma innymi PPR-owcami, twardą ręką rządzi załogą, przyczynił się do aresztowania Piekarskiego i Bojarskiego; bracia Śliwa, obecnie UB, przed wojną wyszkoleni komuniści; Kozłowski, oddziałowy z Zawodzia, łapówkarz, okrada więźniów z paczek. Rzepecki, Wosik Abel – okrutni funkcjonariusze UB…

„Kier” odmawiał odpowiedzi, czy były to wyroki śmierci na wymienionych. Podkreśla, że jego zadaniem było sporządzanie meldunków, o wyrokach mogło decydować jedynie dowództwo. Śledczy pokazał kolejny, znaleziony materiał. Przygotowany, wraz ze szkicem terenu, plan akcji na mieszkanie Stanisława Cyrulika. Rozpisane zadania dla 10-osobowej grupy: część atakuje posterunek MO przy dworcu PKP, reszta wkracza do mieszczącego naprzeciw dworca mieszkania, będącego jednocześnie siedzibą komitetu zakładowego PPR. Cyrulik, w czasie okupacji d-ca oddziału AK, po wojnie stał się szefem PPR węzła PKP oraz przewodniczącym kolejarskich związków zawodowych. „Kier” nie komentuje, podtrzymuje swoją wersję: wykonywał zadania wywiadowcze, nie przeprowadzał ani nie kierował żadnymi akcjami likwidacyjnymi. Kolejny szkic i plan: więzienie na Zawodziu. Rozpisana lokalizacja 30-osobowej załogi, rozmieszczenia posterunków strażników, dodatkowo lokalizacja i stan osobowy pobliskich jednostek MO, UB oraz sowieckich. Gotowy plan ataku i uwolnienia więźniów z częstochowskiego aresztu… Pytania śledczych stają się ostrzejsze: kto ci pomagał, kto ze strażników z tobą współpracował… W odpowiedzi milczenie.

Po maratonie pytań trafił na Zawodzie. Przywieźli go z powrotem, 27 czerwca, do siedziby PUBP na ul. Śląską. Zmusili go do rozszerzenia zeznań. „Kogo zataiłeś, osłaniając w czasie przesłuchania?”. „Zataiłem nazwisko „Młodego” Zygmunta Łęskiego, zamieszkałego Al.NMP 12. Przyznaję, że Łęski był łącznikiem, który skontaktował mnie z „Leonem”…”. Więcej na temat „Młodego” nie chce mówić. Nie miał wyjścia, przejęto jego gryps, który chciał Łęskiemu przekazać z Zawodzia. Śledczy pokazuje kartkę ze słowami: „Młodemu – przyślij mi tytoń, paczkę, załatw sprawy tak, bym wyszedł najszybciej na wolność”. Sypią się kolejne pytania. „Skąd znaliście „Łosia”?” – „Nie znałem, spotkałem go pod celą, mówił, że ma znajomego z lasu, strażnika, i ten przekaże gryps”. „Czy znaliście „Drabinę?”- „Nie znam”, „Czy z „Łosiem” i „Drabiną” planowaliście ucieczkę?” – „Nie”. „Czy miał wam pomóc Łęski?” – „Nie, prosiłem go o tytoń i pomoc prawnika…”

Miał to być ostatnia tura pytań. 28 czerwca prokurator wydał postanowienie o zakończeniu śledztwa i umieszczeniu „Kiera” w areszcie na Zawodziu. W dokumentach sprawy jest pokwitowanie przyjęcia więźnia. Na Zawodziu miał oczekiwać na sformułowanie aktu oskarżenia, a potem na proces. PUBP na ul. Śląskiej nie miał warunków dla dłuższego przechowywania aresztowanych. Fragment ulicy Śląskiej, od kościoła ewangelickiego, zamknięty był szlabanem. A za nim, w kamienicach budowanych w latach 30-tych, mieściły się instytucje władzy: PUBP, naprzeciwko Informacja Wojskowa; obok nich mieszkania służbowe prominentów. W budynku bezpieki na potrzeby aresztantów było kilka cel, w przebudowanych pomieszczeniach piwnicznych. Nie było kuchni, pożywienie dowożono; nie było toalet – za potrzebą więzionych wyprowadzano na podwórko do „sławojek”. Zazwyczaj dowożono aresztowanych z Zawodzia, na ul. Śląskiej ich przesłuchiwano…

Czy „Kiera” chciano raz jeszcze przesłuchać w sierpniu? Być może; w czerwcu 1945 r. aresztowano Henryka Furmańczyka, uznanego przez UB za najniebezpieczniejszego z b. żołnierzy AK. Sprawa Furmańczyka potoczyła się szybko: 16 sierpnia sąd wojskowy skazał go na karę śmierci. Szczęściem w apelacji karę złagodzono na 10 lat, po amnestii wytargowanej przez „Radosława” w 1948 odzyskał wolność. Czy UB chciało by „Kier” zeznawał w procesie swojego dowódcy? Nie wiadomo. Meldunek UB z 2 sierpnia 1945 r. brzmiał lakonicznie. O godz 6 rano wyprowadzono więźnia Szczepańskiego z celi PUBP doprowadzono do „sławojki” na podwórku. Więzień skorzystał z nieuwagi strażników, próbował uciec przeskakując przez mur na podwórko sąsiedniej posesji – ul. Śląska 35. Tam strażnicy próbowali go zatrzymać, nie posłuchał… oddali strzały z broni maszynowej… Zginął na miejscu.

Czy tak było? W 1957 r. po interwencji kolegów z AK powołana na czas „odwilży” komisja skarg przy MSW przeprowadziła postępowanie wyjaśniające. W podsumowaniu wytknięto błędy proceduralne. Nie dokonano oględzin zwłok, brak było nawet, wystawionego przez lekarza, aktu zgonu. Jedynym dowodem było zdjęcie zabitego „Kiera”, ułożonego na podwórku PUBP. Brak informacji o miejscu pochowania zabitego. Podobno zajmowali się tym funkcjonariusze, którzy po 1956 r. wyjechali do Izraela. Prowadząca postępowanie wyjaśniające KW MO w Katowicach, odpowiedzialność zwalała na Kielce – wówczas Częstochowa była w województwie kieleckim. Kielce tłumaczyły, że nikt im sprawy Szczepańskiego nie przekazywał.

Nie wiemy jak zginął „Kier”, nie wiemy gdzie został pochowany… Pozostała pamięć o tym jak żył… Pamięć, którą „Młody” Zygmunt Łęski przekazywał swoim harcerskim wychowankom.

Dawna siedziba PUBP na ul. Śląskiej jest dziś eleganckim apartamentowcem. Właściciel zgodził się, by przy bramie umieszczona został tablica pamięci ofiar Urzędu Bezpieczeństwa.

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 17 marca 2024 by in Historia, Patriotyzm, Wojna and tagged .

Zasady kopiowania z witryny FWiP

Wszelkie materiały publikowane w Centrum Informacji FWiP publikowane są na zasadach licencji Creative Commons 3.0 BY-NC (Uznanie Autorstwa - Użycie Niekomercyjne) chyba, że jest zaznaczone inaczej.

Odpowiedzialność za treść artykułów

Artykuły są wyrazem poglądów ich Autorów. Za treść przedruków, ogłoszeń itp., jeśli nie jest zaznaczone inaczej, odpowiada redaktor odpowiedzialny. Dokumenty i stanowisko Fundacji Wolność i Pokój muszą być sygnowane przez władze Fundacji zgodnie z jej Statutem

Kontakt z redakcją witryny FWiP