Fundacja Wolność i Pokój

Centrum Informacji

Wrześniowa klęska piłsudczyków

Jarosław Kapsa

O kampanii wrześniowej 1939 r. napisano już chyba wszystko. Rozpoczęcie roku szkolnego wiąże się z obowiązkiem uczestnictwa w rocznicowych akademiach. Prezydent RP zwyczajowo uczestniczy w apelu pamięci na Westerplatte. Telewizja zapewnia zalew lepszych lub gorszych filmów, modny nurt rekonstrukcyjny odgrywa sceny walk od Mokrej po Kock.

W tej powszechnej edukacji historycznej dominuje mesjanizm. Uwypukla się bohaterstwo żołnierza polskiego, broniącego Ojczyzny przed silniejszym, podstępnym i okrutnym wrogiem. Fakty historyczne zmienia się w poezję, o czym świadczy kursujący w atmosferze przedwyborczej wiersz pana Michała Sejfrieda.

Polska, Ojczyzna moja, coś im uczyniła,

Że cię tak nienawidzi wrogów naszych siła,

Że kłamią, że knują, i że chcą nas pokonać,

By swoje niecne plany wobec nas wykonać?

(…) Żyjemy dzisiaj w wolnej, najdroższej Ojczyźnie,

Gospodarząc na naszej, świętej ojcowiźnie,

Polska wolna i silna solą w oku wroga,

Bo chciałby aby była słaba i uboga.

Polska z Bogiem, Bóg z Polską, taka przyszłość nasza,

Przepędzimy więc z Ojczyzny każdego judasza

I zbudujemy kraj polski z naszych przodków marzeń,

Wolny od kłamstwa, zdrady i tragicznych zdarzeń.

Poeta swoje prawa ma, nikt nikomu nie może odmówić bycia Mickiewiczem. W dodatku z sondaży wynika, że takowa diagnoza i wskazanie rozwiązania odpowiada jednej trzeciej populacji dorosłych obywateli RP, decydujących o przyszłości państwa w najbliższych wyborach. Przyjąć to muszę z pokorą do wiadomości, świadom, że moje poglądy na większość spraw doczesnych sprzeczne są z opiniami parlamentarnej i nieparlamentarnej większości, wpychając moją osobowość do wąskiej elity narzekaczy i antypatriotów. Nadmienić tu muszę, że od upadku rządu Mazowieckiego byłem w intelektualnej opozycji wobec każdego kolejnego rządu Niepodległej Rzeczpospolitej, choć cenię sobie zarówno stan suwerenności mojego państwa, jak i możliwość prezentowania własnego zdania o nim, bez obawy represji.

Mam więc swoje zdanie o zdarzeniach z historii Polski, Boga do tego wolę nie mieszać, bo Ten jeśli istnieje, to raczej nie ingeruje w wolność ludzkich decyzji. Historia nie jest dla mnie mitologią narodowotwórczą, nie jest balsamem ku pokrzepieniu serc, lecz zbiorem różnorodnych doświadczeń, pozwalającym nam szukać optymalnych rozwiązań różnorodnych problemów społecznych. Nie mogę przyjmować z fatalizmem, że coś, co się zdarzyło, musiało się zdarzyć. Szukać trzeba błędów politycznych prowadzących do przegranej, nie po to by osądzać ich autorów, lecz by uniknąć ich w przyszłości.

Kampania wrześniowa była porażką militarną, niemożliwą do uniknięcia wobec przewagi wrogiej armii. Nie oznaczała jednak przegranej w wojnie toczonej przez Polskę z Niemcami. Jeśli można mówić o przegranej, to była to wielka klęska polityczna obozu piłsudczyków. Można mówić o niesprawiedliwości ocen, o odległym od standardów demokratycznych odrzuceniu rządzących elit. Władysław Pobóg-Malinowski przedstawiał nam nielegalność aktu obalenia władz sanacyjnych. Zmiana wrześniowa nastąpiła w wyniku bezkrwawego puczu przeprowadzonego przy pomocy, a może nawet z inspiracji obcych rządów (Francji i Wlk. Brytanii). Wyłoniony w ten sposób rząd gen. Sikorskiego dobrowolnie zrezygnował z atrybutów suwerenności, stając się bezwolną marionetką wobec sojuszników – Francji, Wlk. Brytanii a w końcu wobec USA. Mogą odbiorcę oburzać takie słowa, ale tak to w rzeczywistości wyglądało. Istotne było, że ta nielegalna, obrażająca obowiązującą Konstytucję, zmiana władzy; a także świadoma rezygnacja nowego rządu z praw suwerennej decyzji w najważniejszych dla państwa kwestiach, była z powszechną aprobatą przyjmowana przez obywateli RP. Równie powszechna była niechęć do sanacji, wyrażana gorzkimi słowami o panach, co przez Zaleszczyki uciekli. Bez oburzenia, a nawet z satysfakcją, przyjmowano informacje o śmierci Rydza-Śmigłego (być może otrutego przez „swoich”), o uwięzieniu w Rumunii ministra Becka, o obozach internowania w Szkocji dla generalicji sanacyjnej. Ten „gniew ludu” nie dotyczył jednak patrona obozu sanacyjnego, Józefa Piłsudskiego, miał szczęście w porę umrzeć, ratując swój mit „Ojca Niepodległości”.

Sprawiedliwość nie jest cechą naszego świata doczesnego. Surowy osąd odpowiedzialności sanacyjnego rządu za doprowadzenie do klęski wrześniowej uległ weryfikacji, gdy podobna klęska spotkała mocarstwową Francję. Dyskusje historyków łagodziły gorzki osąd „ludu”, wskazując na utopijność różnych innych koncepcji, a tym samym bezalternatywność wyborów politycznych. Faktycznie, bez względu na opakowanie argumentacją i stylem literackim, teorie, że Polska w 1939 mogła wybrać sojusz z Niemcami lub ZSRR, brzmią dość naiwnie abstrahując od ówczesnego stanu rzeczy. Narzekanie, że Wlk. Brytania świadomie sprowokowała atak niemiecki na Polskę udzielając nam gwarancji, też jest pustym biadoleniem. A co byłoby, gdyby w marcu 1939 r. Wlk. Brytania nie udzieliła takowych gwarancji? Pewnie i tak doszłoby do niemieckiej inwazji, tylko formalnie II wojna światowa rozpoczęła by się rok później… Podobnie „monachijskiej” przegranej Czechosłowacji nie wpisuje się kalendarium wojny światowej.

Wątpliwe intelektualnie dowodzenia, co by było gdyby, raczej nie zmieniają oceny ogólnej: we wrześniu 1939 r. nastąpiła klęska polityczna obozu piłsudczykowskiego. Można tu powtórzyć filozoficznie: sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało… Nikt nie kazał panu Rydzowi Śmigłemu tak nachalnie pchać się na afisze i wygadywać, że nie oddamy ani guzika. Bywają chwile, gdy odpowiedzialność polityczna wyraża się w przygotowaniu społeczeństwa do spodziewanej przegranej militarnej. Polityk, tak jak lekarz, powinien mieć odwagę powiedzieć, że nie jest już w stanie nic zrobić by uratować życie pacjenta, a jego działania mogą mieć już na celu oszczędzenie niepotrzebnych cierpień i psychiczne przygotowanie bliskich do odejścia ważnej dla nich osoby. Nie oznacza to kapitulacji wobec zagrożenia. W swojej najsłynniejszej mowie Churchill otwarcie mówił o możliwości zajęcia Wyspy przez okupantów niemieckich, deklarując, że mimo to wojnę będzie toczył nadal… Nie czarował poddanych Jego Królewskiej Mości obietnicami nie oddawania guzika.

Obóz piłsudczykowski zdobył władzę w Polsce drogą przewrotu zbrojnego. Legitymizował ten fakt wskazując na istniejące zewnętrzne zagrożenia bezpieczeństwa, którym nieudolna demokratyczna władza nie była w stanie zapobiegać. W argumentacji piłsudczyków władza demokratyczna była słaba, rządy zbyt często się zmieniały, a przez to państwo niezdolne było do przeprowadzenia koniecznej modernizacji kraju. W dodatku „sejmokracja” szła w parze z korupcją, partie kierowały się tylko własnym interesem, nie dbając o dobro ogółu. Jak to w polityce bywa, zarzuty były zdecydowanie przesadzone. Korupcja występowała w takim samym stopniu za demokracji i za sanacji; większa za sanacji była arogancja ludzi, którzy dorwali się do władzy. Jeśli chodzi o modernizację, to ustabilizowanie finansów (wprowadzenie złotego), budowa portu w Gdyni, linii kolejowej Herby-Porty, zakładów azotowych w Tarnowie itd. były owocem okresu „nieudolnej” sejmokracji. Także ta „nieudolna” sejmokracja stworzyła plany rozwoju przemysłu zbrojeniowego i dozbrojenia polskiej armii. Mit Piłsudskiego uniemożliwia zadanie pytania, dlaczego inwestycje COP mogły się rozpocząć dopiero po śmierci Marszałka… Dlaczego dopiero za Rydza możliwe było tworzenie w wojsku brygady pancernej, doposażenie lotnictwa w nowoczesne samoloty, w nowoczesne karabiny maszynowe i rusznice przeciwpancerne…

Z dumą głoszono w latach 30-tych, że polska armia był piątą, pod względem liczebności, armią świata. Brzmiało to tak, jak obecne zapewnienia znanego ministra, że mamy największą armię lądową w Europie. Ani w pierwszym, ani w drugim wypadku, tego typu przechwałki nic nie znaczą. Polska armia była piąta na świecie, bo w latach 30-tych większość państw świadomie ograniczała liczebność armii. W Polsce w 1921 r wojsko liczyło 248,8 tys żołnierzy i 20 tys oficerów, w marcu 1939 r 282 tys żołnierzy i 17,5 tys oficerów. Wojsko mocarstwa – USA – liczyło w 1939 r. 188 tys żołnierzy, ustępując liczebnością armii bułgarskiej. Jednak amerykańskie zasoby uzbrojenia, a także liczba wyszkolonych oficerów rezerwy (113 tys.) pozwoliło po wejściu do działań wojennych zwiększyć liczebność armii amerykańskiej do 8,7 mln żołnierzy. Niemcy dysponowali w 1932 r. 100 tysiącami żołnierzy; rozwój ograniczał traktat wersalski. Hitler korzystając z przygotowanych rezerw mógł do 1939 r zwiększyć liczebność wojska do 3,2 mln żołnierzy. O sile obronnej państwa decydują zatem nie liczby żołnierzy w warunkach pokoju, ale zdolność do mobilizacji i zapewnienia broni, wyszkolenia, amunicji, sprzętu itd., zmobilizowanym. W 1939 r., ze względu na długość linii granicznej polska armia skazana była na wojnę manewrową. Jak wygrać takową, gdy wojska niemieckie miały zdolność przemieszczenia się 80 km. dziennie, polska armia jedynie 60-70 km. W czasie I wojny światowej niemiecki sztab generalny w krótkim czasie zdolny był przerzucić koleją wojska z frontu zachodniego na wschodni (i wygrać w ten sposób z Rosją pod Grunwaldem-Tannenbergiem). We wrześniu 1939 r. żołnierze broniący Częstochowy musieli umykać przed Niemcami pieszo, bo pociągi przepełnione były ewakuowanymi cywilami.

Chełpliwość nie zawsze działa odstraszająco na potencjalnych agresorów. A najgorzej się kończy, gdy wierzy się we własną propagandę. Piłsudski, a w ślad za nim Rydz-Śmigły chodzili w glorii tych, którzy pokonali Rosję. Lekceważono zatem zagrożenie ze Wschodu, uważano, że armia sowiecka jest nadal zbieraniną bolszewickich ochotników; utwierdzano się w przekonaniu o słabości ZSSR, gdy donoszono o czystce wśród oficerów. „Doskonały” polski wywiad przeoczył informacje o współpracy niemiecko-rosyjskiej w rozwoju broni pancernej, lotnictwa i marynarki. Finnlandia, gdzie na szczęście „ojcem Niepodległości” był zawodowy oficer, mogła skutecznie bronić się w „wojnie zimowej”. Śledzono tam z uwagą rozwój sowieckiego potencjału zbrojeniowego i inwestowano w odpowiednią do zagrożenia broń. Mannerheim jednak nie obiecywał obrony każdego guzika, ale groźbą poddania się do dymisji wymuszał na politykach decyzje o budowie linii obronnej.

Zdolność obronna zależna jest od potencjału gospodarczego. Istniejącego dystansu cywilizacyjnego nie da się nadgonić przez kilkanaście lat. Potencjał Polski był nieporównywalnie słabszy od niemieckiego, słabszy nawet od lekceważonej Czechosłowacji. Zrozumiałe zatem, że bezpieczeństwo Polski zależne było od dyplomacji i zawieranych sojuszy. Jednym z kardynalnych zarzutów stawianych przez piłsudczyków wobec rządów „sejmokracji”, była słabość polityki zagranicznej; obnażona, gdy w 1925 r. w Locarno Niemcy podpisały umowę z Francją uznającą trwałość granicy zachodniej. Polska zlekceważona została na tej konferencji, kwestie wschodnich granic Niemiec pozostawiono otwartą, tym samym otwierając dyskusję na temat państwowej przynależności Górnego Śląska, Pomorza a nawet Wielkopolski. Krytycy wskazywali, że Polska nie może być uzależniona od łaski silniejszych, trzeba wstać z kolan i walczyć twardo o własny interes.

Trudno wyobrazić sobie jakby w Locarno zachował się Józef Beck: prosiłby o łaskę czy walił pięścią w stół… Polityka zagraniczna to sztuka osiągania tego co możliwe; wstawanie z kolan, samo przez się, nie zwiększa możliwości. Za „sejmokracji” trzymano się kurczowo wypracowanych przez Dmowskiego zasad polityki zagranicznych. Najważniejszym sojusznikiem Polski była Francja, z tego względu lokalnie skazani byliśmy na współdziałanie z tzw. „małą Ententą”: Czechosłowacją, Rumunią, Jugosławią. Polityka „wstawania z kolan” odrzuciła ten dogmat, ale w praktyce nie była w stanie określić innego. Przyjęto wizje, że silna Polska będzie liderem państw środkowoeuropejskich, a zbudowany pod naszym przywództwem blok „międzymorza”, stanie się partnerem dla Francji i dla Niemiec. Pomysł może i dobry, ładnie się sprzedawał gazetom. Ale w całej Europie Środkowej nie znaleziono państwa gotowego podporządkować się polskiemu liderowi „międzymorza”. Wspomniana „mała Ententa” była sojuszem beneficjentów upadku Austro-Węgier, tym samym bronić miał łupów przed Węgrami. Polska dyplomacja próbowała balansować między Węgrami a Rumunią odgrywając rolę niechcianego przez obie strony arbitra. Z Czechosłowacją nie chciano rozmawiać ze względu na Śląsk Cieszyński. Jugosławia była za daleko. Litwa blisko, ale wiecie, rozumiecie, Wilno… Finlandia, Estonia, Łotwa za małe by się z nimi liczyć. Była nadzieja na partnerstwo z Włochami, ale, gdy w kluczowej sprawie obrony Austrii przed Hitlerem, Polska nie poparła Mussoliniego, wizja sojuszu się rozmyła. Był jeszcze flirt z Niemcami hitlerowskimi i nadzieja, że za pomocą „traktatu o neutralności” utrzyma się w ryzach bandytów sowieckich i hitlerowskich. W efekcie polityka wstawania z kolan zatoczyła koło. Powrócono do dogmatu Dmowskiego, opierając bezpieczeństwo Polski o sojusz z Francją i Wlk. Brytanią. Przy okazji zniszczono wiarygodność Polski wobec najbliższych sąsiadów wdając się w awanturę o Śląsk Cieszyński i grożąc Litwie wojną. Dyplomacja przeoczyła, przy tym, niekorzystnym obrót spraw w polityce wewnętrznej dawnych mocarstw Ententy. W Stanach Zjednoczonych dominował izolacjonizm niechętny wdawaniu się w „europejskie wojny”, Wlk. Brytania rozbroiła swoje siły lądowe, we Francji trwała „zimna wojna” lewicy i prawicy, a obie strony wygrywały nastroje pacyfistyczne.

Skarżenie się na osamotnienie Polski we wrześniu 1939 r., na porzucenie przez sojuszników, brzmiało, po tym okresie „wstawania z kolan”, dość żałośnie. Wszak byliśmy tak silni, że nie potrzebowaliśmy sojuszników i mogliśmy im dyktować nasze warunki. Beck próbował dyktować, ale go nikt nie słuchał, bo nie był ulubionym interlokutorem w europejskich sferach rządowych.

Pan Beck i marszałek Rydz-Śmigli skończyli gorzej niż na to zasłużyli. Polityka nie jest sprawiedliwa, można ich żałować jako ludzi pełnych dobrych chęci, patriotyzmu i zapału w pracy dla Polski. Niestety w każdej pracy liczy się efekt, a nie dobre chęci.

Oby historia się nie powtórzyła, bo zgodnie z opinią pewnego „klasyka” dramat zmienia się wtedy w tragikomedię.

4 comments on “Wrześniowa klęska piłsudczyków

  1. Mariusz
    9 września 2023

    Ja bym jednak więcej czasu poświęcił porównaniu polskiej klęski wrześniowej z klęską Wielkiej Francji, wiosną 1940 roku. Różnica jest taka, że mitologia męstwa i odwagi dzielnych Francuzów przerosła nieśmiałe popiskiwanie Polaków, między Londynem a Waszyngtonem. To Stalin zrobił z de Gaulla bohatera. Nasza słabość to nic więcej niż brak dobrego PR.
    Widać to również teraz (polskie zaanagażowanie na Ukrainie okazuje się niczym wobec niemieckiego). Szkoda tylko, że oświecona część polskiego społeczeństwa i jego tzw. elit nie dostrzega jak bardzo pomaga temu procesowi erozji pozycji międzynarodowej naszej Ojczyzny.
    Bo w Polsce biją Żydów, pedałów i nie ma demokracji….. Dlaczego? Winien Kaczyński z biskupami.
    Pozdrawiam
    Mariusz

  2. Jarek Kapsa
    12 września 2023

    W Polsce biją Żydów i pedałów, lecz jak w każdym normalnym kraju sprawcy tego typu przestępstw trafiają za kraty. Co do demokracji, nie uważam jej za jakąś wartość najwyższą; odmawiam prawa kanibalom by większość decydowali jak ze mnie przyrządzić schabowego. W normalnym kraju ważniejsze dla mnie jest trwałe zabezpieczenie mojej wolności i własności; kto będzie rządził jest mniej istotne. Ani Boga, ani biskupów bym do tego normalnego życia nie mieszał.
    Utrzymanie norm demokratycznych leży przede wszystkim w interesie rządzących. Jeśli ograniczona lub wypaczana jest możliwość wprowadzenia zmian metodami demokratycznymi (a tak było w czasach sanacji w Polsce lat 30-tych XX e), to w przypadkach szczególnych zmiana taka następuje w formie puczu, rewolucji lub interwencji obcych państw. Nie wynika to z braku patriotyzmu opozycyjnych elit (Witosa i Sikorskiego o to nie można podejrzewać), lecz z niemożności realizowania zamierzeń politycznych w zgodny z zasadami demokratycznymi sposób. Brak instynktu patriotycznego wykazują wówczas rządzący, uznający, że dobro Polski jest tożsame wyłącznie z ich dobrem.
    Żałuję, że ten tekst historyczny napisałem lekceważąc trwająca gorączkę wyborczą. Po co mi podgrzewać emocje, wszak nie jestem fanem upałów. W powyższego powodu, usprawiedliwiam swoja nieobecność na najbliższym spotkaniu WiP. Wolę się schłodzić zimnym piwem, niż rozgrzewać ciepłą wódką politycznych sporów.
    Pozdrawiam serdecznie Jarek

    • Mariusz Maszkiewicz
      12 września 2023

      Drogi Jarku,
      mój komentarz do Twojego tekstu nie jest w żadnym stopniu związany z bieżącą kampanią wyborczą. Zaczynając od zdania nt. konieczności porównania polskiego września i francuskiego maja powodowany był refleksją Andrzeja Bobkowskiego, który w swoich znakomitych „Szkicach piórkiem” przybliżał Francję w czasie klęski, a potem w czasie, gdy niezasłużenie odbierała honory zwycięzcy.
      Powodowany byłem informacjami o ostatnim filmie Agnieszki Holland, który wywołał wielką radość w Mińsku i Moskwie.
      Absolutnie masz rację krytykując rządy sanacyjne. Zasługują na obiektywną i rzetelną ocenę liczne błędy naszych przodków.
      Ale wskaż mi proszę, który z rządów Europy nie popełnił żadnych błędów. A który wg Ciebie ma procentowo najwięcej albo najmniej błędów na sumieniu ? Czy mamy obiektywne narzędzia, żeby to zważyć i zmierzyć ? I wyciągnąć wniosek, że Polacy byli najgłupsi i najmniej zaradni? Albo najbardziej zbrodniczy w swoich czynach ?

      Takie refleksje mam prawo dzielić z Tobą jako osoba przebywająca wiele lat dalej od Polski i mający do kontekstu politycznego w naszym kraju duży dystans. Uwierz mi, nie jestem wyznawcą żadnej partii politycznej, staram się zachować zdrowy rozsądek w ocenie tego co się w kraju dzieje. Tu jest pole do rozmowy. Ale z całą pewnością siebie i nabytym doświadczeniem mogę zapewnić, że opowiadanie w świecie, innym nacjom o swoim kraju w czarnych barwach i na podstawie bieżacych złych emocji politycznych nie należy zaliczyć do katalogu mądrości.
      Chętnie będe kontynuował naszą rozmowę.
      Pozdrawiam
      Mariusz

  3. Wydaje mi się Jarku, że w swojej analizie klęski pominąłeś bardzo istotny czynnik – Sowietów. Bez ich wkroczenia kampania wrześniowa nie musiała być przegrana. Dłuższy opór Polaków mógł zmusić opieszałych aliantów do akcji wojskowej. Zachodnia granica Niemiec była ponoć słabo broniona. „Zaleszczyki” to 18 września…

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 8 września 2023 by in Historia and tagged .

Zasady kopiowania z witryny FWiP

Wszelkie materiały publikowane w Centrum Informacji FWiP publikowane są na zasadach licencji Creative Commons 3.0 BY-NC (Uznanie Autorstwa - Użycie Niekomercyjne) chyba, że jest zaznaczone inaczej.

Odpowiedzialność za treść artykułów

Artykuły są wyrazem poglądów ich Autorów. Za treść przedruków, ogłoszeń itp., jeśli nie jest zaznaczone inaczej, odpowiada redaktor odpowiedzialny. Dokumenty i stanowisko Fundacji Wolność i Pokój muszą być sygnowane przez władze Fundacji zgodnie z jej Statutem

Kontakt z redakcją witryny FWiP