Fundacja Wolność i Pokój

Centrum Informacji

Złomowisko NATO

Kajetan Dubiel

pobrane

Rządy każdego państwa, realizują szereg zadań i czynności, których głównym celem jest zapewnienie stałego rozwoju wszystkich dziedzin gospodarki, nauki, etc. a w konsekwencji coraz lepszych warunków życia jego obywateli. Warunkiem koniecznym, umożliwiającym realizację tych celów jest zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego państwa. Dwie wojny światowe, które miały miejsce w XX wieku, były pierwszymi w dziejach angażującymi w swój przebieg nie tylko armię stron walczących, ale również obszary krajów w nie zaangażowanych. Dywanowe naloty niszczące miasta na całym terytorium wroga, jak i nieograniczona wojna podwodna nadały tym wojnom charakter totalny i spowodowały zmianę doktryn wojennych. Przestało istnieć pojęcie zaplecza. Paradoksalnie robotnicy w fabrykach zbrojeniowych byli często bardziej narażeni niż żołnierze walczący na froncie. W II Wojnie Światowej poniosło śmierć o wiele więcej cywili niż żołnierzy.

Było to również wynikiem coraz wyższego stopnia rozwoju techniki wojennej i uzbrojenia. Na zdolność bojową armii składają się trzy czynniki: uzbrojenie, wyszkolenie i morale. O ile przez wieki najważniejszy był ten trzeci czynnik, to w minionym wieku musiał ustąpić na rzecz pierwszego. Cesarska armia Japonii w sierpniu 1945 roku miała 3 miliony żołnierzy i była gotowa walczyć do ostatniego samuraja. Amerykańscy sztabowcy przewidywali, że jej zniszczenie zajmie jeszcze 9-12 miesięcy. Zrzucenie bomb atomowych drastycznie podkopało morale armii, a szczególnie dowództwa i doprowadziło do bezwarunkowej kapitulacji. Wygrała myśl techniczna i zaplecze naukowe. W czasie I Wojny Światowej 2 cywili pracowało na 10 żołnierzy na froncie, w czasie Wojny Koreańskiej 10 cywili pracowało na 1 żołnierza. Czasy armii kondotierów włóczących się po Europie i działających zgodnie z zasadą „ niech wojna żywi wojnę” dawno minęły.

Rozpatrując zagadnienie obronności kraju w naszych czasach trzeba mieć świadomość, że jest to zagadnienie interdyscyplinarne i nie można go tylko ograniczyć do nauki o wojnie i wojskowości. Są to też nie tylko nauki techniczne, ale również przyrodnicze, czy też społeczne. Teorie organizacji, zarządzania kadrami, podejmowania decyzji, zajmują coraz ważniejsze miejsce w szkoleniu kadr, i to nie tylko wojskowych, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju. Obronność kraju jest systemem naczyń połączonych i koncentrowanie się na jego jednym elemencie, wojskowym, przy pomijaniu innych, osłabia cały system czyniąc go niewydolnym.

Współczesny żołnierz jest silny potencjałem swego zaplecza zapewniającego mu siły i środki do prowadzenia skutecznej walki. Zaplecza będącego również polem walki, propagandowej, wywiadowczej, ale również zbrojnej. Sukces na froncie zależy od siły i sprawności zaplecza, działającego na rzecz armii na zasadzie ściśniętej sprężyny, czyli im zaplecze silniejsze tym mocniej popycha do przodu żołnierza w akcji i nie ważne czy żołnierz wykonuje zadania na terenie naszego kraju czy w Afganistanie. Sprawne działanie zaplecza to sprawnie funkcjonujące struktury państwa umożliwiające efektywne działanie wszystkich jego części na rzecz spokoju i bezpieczeństwa państwa.

Po 1945 roku Polska znalazła się w rzeczywistości geopolitycznej, której konsekwencją było podporządkowanie Rosji Radzieckiej, ale też utworzenie sił zbrojnych jakich nigdy nie mieliśmy w dziejach. W Ludowym Wojsku Polskim służyło ponad 400 tysięcy żołnierzy, przydzielonych do kilkunastu dywizji. Kadra kształciła się w trzech akademiach i kilkunastu wyższych szkołach oficerskich. Potężny przemysł zbrojeniowy zapewniał w dużym stopniu samowystarczalność. Produkowano w nim: czołgi, okręty wojenne, rakiety różnego typu. Przemysł był oparty na rosyjskich licencjach, które to „ towarzysze radzieccy” udostępniali, bez charakterystycznego dla współczesnej sytuacji ukrywania detali. A i my mogliśmy pochwalić się wieloma osiągnięciami wojskowej myśli technicznej, choćby powstającej w Wojskowej Akademii Technicznej.

Po transformacji 1989 roku cały ten dorobek w znacznym stopniu legł w gruzach. Jednym z fundamentów zmian, które miały wtedy miejsce było hasło, cywilnego nadzoru nad armią. Po latach 80-tych, w których to wojskowi byli praktycznie w każdej dziedzinie życia i patrząc na praktykę państw starej demokracji, wydawało się to najlepszym rozwiązaniem, gwarantującym odsunięcia wojska, czytaj generałów, od polityki. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Wojskowi błyskawicznie odnaleźli się w nowej rzeczywistości, czego najlepszym przykładem były gremialnie przeprowadzane śluby kościelne generalicji, często połączone z innymi sakramentami. Zastosowali też starą, wypróbowaną we wszystkich służbach mundurowych, metodę oswajania „cywilnego nadzoru.” Walenie obcasami, głośne meldowanie się, powtarzanie magicznej formuły „tak jest” i oszałamiania ceremoniałem wojskowym: parady, apele, defilady, które cywile wprost uwielbiają. Nadzór z reguły nie miał kompletnego pojęcia o podległym resorcie, a co gorsza nie miał też wizji strategii obronnej państwa, w efekcie czego podejmował chaotyczne decyzje, zależne od tego, który generał wkradł się akurat w łaski pana ministra.

Najlepiej o braku tej wizji świadczy fakt, że od 1990 roku regularnie wraca postulat, że na czele naszej armii powinna stać kadra wykształcona już w nowej, natowsko-niepodległej rzeczywistości, a nie zdobywająca szlify w realiach Układu Warszawskiego, często w słynnej Akademii sztabu Generalnego im. Klimenta Woroszyłowa w Moskwie. O ile 26 lat temu postulat ten był pobożnym życzeniem, to jego aktualność w 2016 roku świadczy, o całkowitej kompromitacji „nadzoru cywilnego”, jego arogancji, albo o czymś jeszcze gorszym. W 1920 r. Marszałek Józef Piłsudski tworzył armię z tego co miał, ponad 60% generałów była z armii zaborczych, gdy umierał 15 lat później było ich niespełna 20%, reszta wyrosła już w niepodległej Polsce. A my, po niepodległości trwającej ponad ćwierć wieku, mamy gen. Polko i kilku, jemu podobnych, ale odesłanych już na emerytury.

Kanonem naszej strategii obronnej stało się wejście do NATO, a gdy już się tam znaleźliśmy zabrakło pomysłów i energii. Odmieniany przez wszystkie przypadki Sojusz Północnoatlantycki i USA, to zaklęcie mające być naszą polisą i gwarantem niepodległości. Akurat w takim kraju jak Polska wystarczy wiedza na poziomie gimnazjum aby rozumieć, że sojusze są trwałe tylko wtedy gdy opłacają się obu stronom, a i to nie zawsze. Gdyby nie głupota i tchórzostwo naszych sojuszników w 1939 r. wojna by się skończyła przed grudniem i to naszym zwycięstwem. W 1791 r. Prusy zawarły z nami sojusz, tylko po to by nakłonić Rosję do II rozbioru.

Czasem mam wrażenie, że naszym decydentom wydaje się, że jesteśmy istotnym elementem NATO, bo kupujemy broń od sojuszników i trzeba to przyznać, że wykazujemy tu wyjątkowa aktywność. Z kraju, który był prawie samowystarczalny do 1989 r. staliśmy się potężnym rynkiem zbytu dla firm zbrojeniowych, wykazując przy tym mentalność XIX wiecznych krajowców sprzedających za błyskotki swój kraj.

Byliśmy jednym z 10 krajów świata produkujących czołgi, które stale unowocześnialiśmy, udawało się wchodzić z nimi na rynek międzynarodowy, np. sprzedaż 40 sztuk do Malezji w latach 90-tych. I co? Nagle decydujemy się na przestarzałe niemieckie Leopardy, które oni wycofują gdyż wprowadzają nowszy model. Kupujemy 128 czołgów zużytych w 30-40%, za prawie 2,5 mld. złotych, gdy za tą samą cenę można by kupić 60 najnowocześniejszych Leopardów klasy 2A6. Na dodatek kupujemy czołgi, do których przecież nie produkujemy części zamiennych, szrotów czołgowych u nas nie ma. Każdy poważniejszy remont trzeba będzie przeprowadzać za Odrą.

Analogicznie ma się sprawa z zakupem słynnych samolotów F-16, które już w momencie zakupu były przestarzałe. Również są pozbawione baz remontowych, a więc na przeglądy latają za Ocean. Ponieważ do dzisiaj nie zakupiono samolotów szkolno-bojowych, więc piloci szkolą się za co płacimy po 3 miliony dolarów od głowy, a słynny offset okazał się bańką mydlaną.

Żeby było sprawiedliwie to coś o Marynarce Wojennej. Flagowy okręt fregata Kazimierz Pułaski podarowali amerykanie, po tym jak odsłużył 30 lat w US-Navy, podarowali ale za wyposażenie musieliśmy zapłacić ponad 300 mln. dolarów. Oczywiście tradycyjnie na przeglądy pływa za Ocean. Ponad kilkanaście lat temu zaczęliśmy budować fregatę Gawron, która pochłonęła już z 400 mln. zł i końca nie widać. Kilka lat temu premier Tusk ogłosił koniec tej kompromitującej inwestycji, którą rok później wznowiono ale pod nazwą Czapla.

Można odnieść wrażenie, że zakupy sprzętu bojowego dla WP odbywają się jak w galerii handlowej. Decydenci jadą na pokaz, zwiedzają stanowiska wystawowe i co pewien czas, wpadają w zachwyt: jaka piękna armata, o jaka smukła rakieta, po czym następuje zakup, a sprzęt wędruje do magazynu. Jest to przykład skrajnej niegospodarności i braku jakiejkolwiek wizji obronności. Jesteśmy zbyt biednym państwem by kupować przestarzały sprzęt, a uzbrojenie musi być adekwatne do naszej sytuacji geopolitycznej i armia, adekwatna do tej sytuacji.

Już w latach 20-tych ubiegłego wieku angielski generał J.F.L. Fuller stworzył koncepcję małej armii zawodowej, 100 tys. świetnie wyszkolonych, uzbrojonych i mobilnych żołnierzy jest podstawą obrony suwerenności państwa. Szczególną rolę przypisał wojskom pancernym co stało się dużą inspiracją dla Hitlera w planowaniu wojen błyskawicznych. Podobnie włoski generał G. Douhet rozwinął koncepcję użycia sił powietrznych jako samodzielnego rodzaju sił zbrojnych.

Po II Wojnie Światowej już nikt nie odważył się wyśmiewać te teorie, co nie zmienia faktu, że wymagają one ciągłej modyfikacji do zmieniającej się rzeczywistości, co przyznawali sami ich autorzy.

U nas też od wielu już lat, postulat utworzenia małej 100 tysięcznej armii zawodowej stał się swego rodzaju podstawą dyskusji o armii. I od razu pytanie dlaczego 100, a nie 125 czy 157 tysięcy. Przecież dla Fullera było to założenie teoretyczne i odnoszące się do Wielkiej Brytanii, która miała wtedy największą marynarkę wojenną świata. Przypuszczam, że nasi dyskutanci, posługują się tą liczbą bezrefleksyjnie, a w ostatnich latach była to swoista zasłona dymna dla: radykalnego zmniejszenia stanu naszej armii, likwidacji poboru do wojska i przede wszystkim nieprzemyślanych zakupów uzbrojenia.

Kraj taki jak Polska, nie posiadający odstraszającego argumentu broni jądrowej, musi opierać swoją strategie obronną, na pewno na sojuszach, ale głównie na własnych zdolnościach obronnych. Dla sojuszników jesteśmy tyle warci co wartość bojowa naszej armii, albo tyle ile mogą zyskać rzucając nas na żer potencjalnemu agresorowi. Gdy słyszę dywagacje cywilnych i mundurowych specjalistów, że nasza armia powinna być zdolna stawić opór dopóki nie nadejdzie pomoc sojusznicza to ogarnia mnie pusty śmiech. Nasi sojusznicy, w razie agresji „zielonych ludzików”, najpierw by, zamarli, potem dwa tygodnie organizowali spotkanie szacownego gremium, po czym wydali apel potępiający agresora i wezwali go do wycofania się. Po kilku następnych miesiącach wszystko wróciłoby do normy. Kanclerz Metternich powiedział „ sojuszników trzeba mieć na oku w nie mniejszym stopniu niż wrogów.”

Kongres Wiedeński obradował pod hasłem przywrócenia Europie stanu i kształtu sprzed Wojen Napoleońskich. W imię tych haseł odtwarzano włoskie państewka, które Napoleon likwidował, w imię tych haseł nie pozwolono drapieżnym Prusom połknąć całej Saksonii. Było tylko jedno odstępstwo od tej zasady, nie zgodzono się na odtworzenie Polski, gdyż jak to zgrabnie uzasadnił przedstawiciel Wielkiej Brytanii, była ona skrajnym przykładem samowoli i anarchii, czym Polacy udowodnili, że są negatywnym ewenementem na tle oświeconej rodziny europejskich państw. Przytoczony fakt historyczny polecam szczególnie tym decydentom zapatrzonym w sojusz z Londynem.

Postulat żeby całą obronę kraju oprzeć na zawodowej armii, która ma zadać ewentualnemu wrogowi jakieś straty, dopóki nie przyjdzie pomoc z zachodu jest nieodpowiedzialny i niebezpieczny.

Bez silnego zaplecza w postaci obrony terytorialnej ta mała nowoczesna armia zawodowa nic nie wskóra, poza tym, że jest gigantycznym obciążeniem budżetu. Obrony terytorialnej nie udało się utworzyć gdyż okresy deklaracji o jej utworzeniu przerywały bardzo długie okresy nic nie robienia. 10 –tysięczne Narodowe Siły Rezerwy miały być czymś w zamian i do tej pory nie osiągnęły ani zamierzonej wielkości ani zdolności bojowej.

Należy zrezygnować z tradycyjnej metody wyważania otwartych drzwi i spojrzeć chociażby na Finlandię, mały kraj, który skutecznie przeciwstawił się Armii Radzieckiej w czasie wojny zimowej 1939/1940 a potem w 1944. Kraj większy od Polski liczący 5 mln. mieszkańców opiera właśnie swoją obronność nie na sojuszach, jest neutralny, ale na małej armii zawodowej i powszechnym zaangażowaniu obywateli w obronność. Każdy myśliwy otrzymuje od państwa broń i nieograniczoną ilość amunicji. To właśnie strzelcy wyborowi zadawali kiedyś olbrzymie straty Armii Radzieckiej. U nas postulat wykorzystania polujących do obrony terytorialnej wzbudza głupawy rechot mediów, ale również polityków. Broń strzelecka, jedna z najlepszych na świecie, produkowana w Finlandii uwzględnia specyfikę kraju i warunki przyszłego pola walki. Podobnie jak produkowane w Szwecji samobieżne działa niszczyciele czołgów, pozbawione wież, dzięki czemu mogą się przedzierać i prowadzić walkę w gęstych zaroślach.

Tworząc Obronę Terytorialną (OT) trzeba przede wszystkim oprzeć się na ludziach, którzy chcą służyć w takiej formacji. W naszym kraju tradycyjnie nie wykorzystuje się największego kapitału jakim są obywatele, w tym kontekście obeznani z bronią i terenem wspomniani myśliwi, ale też członkowie organizacji strzeleckich, sportowych, grup rekonstrukcyjnych, młodzież z klas mundurowych i przede wszystkim leśnicy. Bezwzględnie tylko ochotnicy. Wojskowi narzucający ton dyskusji w tym temacie, mają wizję poboru młodych ludzi , czyli powielenie struktury wojskowej ze wszystkimi niestety wadami tego rozwiązania. Jest to podstawowy błąd czyniący z tej formacji kolejne oddziały regularnej armii. Siłą wojsk terytorialnych jest ochotniczy charakter i odmienne niż w wojsku podejście do dowodzenia i dyscypliny. O ile wojsko jest to biurokratyczna instytucja totalna opierająca się na rozkazie i nie sprzyjająca samodzielnemu myśleniu to efektywna obrona terytorialna powinna być szeregiem zespołów zadaniowych, na pewno o wiele mniej sformalizowanych, niż wojsko, w których ceni się a nie tłumi, pomysłowość, kreatywne podchodzenie do problemu, poszukiwanie niekonwencjonalnych rozwiązań. Powinna ona przypominać w swoim charakterze nie zawodowe wojsko tylko np. Kozaków siczowych czy osadników amerykańskiego pogranicza, gdzie każdy obeznany z bronią mężczyzna stawał się wojownikiem, gdy zachodziła taka potrzeba.

Tworzenie obrony terytorialnej musi opierać się na założeniu, że jej członkowie będą ćwiczyć i przygotowywać się w do prowadzenia działań na swoim macierzystym terenie, będą się znali i będą tworzyli zgrane zespoły. Tworząc te siły należy dokładnie przeanalizować specyfikę terenu, nie tylko geograficzną, czy infrastrukturę ale również socjologiczną. Oczywistym wydają się różnice między miastem a wsią ale zupełnie inna jest wieś w Małopolsce a inna w Koszalińskiem, tak samo jak różni się Wrocław od Białegostoku. Dopiero uwzględnienie tych i innych zmiennych pozwoli utworzyć jednostki posiadające zdolność do prowadzenia skutecznych działań bojowych.

Ale żeby inicjatywa ta nie skończyła się jak poprzednie wyrzuceniem w błoto milionów i fiaskiem, koniecznym jest spełnienie jednego warunku. Trzeba przełamać opór kadry dowódczej Wojska Polskiego. To tu jest główne źródło oporu przeciwko tworzeniu jakichkolwiek innych rozwiązań poza armią. Wojskowi chcą mieć wyłączność w temacie obronność, czego konsekwencja jest oczywiście wpływ na wydawanie pieniędzy z tego paragrafu. Nie mają ochoty z nikim się dzielić zaszczytnym mianem obrońców ojczyzny, szczególnie w czasach pokoju. Nie mają też ochoty jechać do Finlandii podpatrywać ich rozwiązania, o wiele bardziej atrakcyjne są przecież wyjazdy do Londynu czy Waszyngtonu i negocjowanie zakupu horrendalnie drogiego sprzętu. Powstanie autentycznej obrony terytorialnej, wymagałoby wyrwania się z letargu i powstanie konkurencji do części budżetu obronnego.

Dopóki cywilny nadzór będą pełnić ludzie niekompetentni, zachwyceni sami sobą i myślący w kategoriach od wyborów do wyborów dopóty, nasze zdolności obronne będą wysoce umowne i bardzo kosztowne. Decydenci powinni jednak pamiętać, że to na nich spada odpowiedzialność za istniejący już od ćwierć wieku fatalny stan rzeczy i nic nie usprawiedliwia ich inercji. Jak powiedział Winston Churchill wojna to zbyt poważna rzecz by zostawiać ją generałom.

3 comments on “Złomowisko NATO

  1. Boruta
    13 lutego 2016

    Autor nie ma zielonego pojęcia o czym pisze.
    Po pierwsze twierdzenie o „siłach zbrojnych jakich nigdy nie mieliśmy w dziejach”, w domyśle, że takie silne jest bzdurą. Wojsko Polskie (przy okazji oficjalnie to zawsze było WP, nigdy LWP, stad to „ludowe” piszemy z małej litery) podobnie jak przed wojną było rozdmuchane liczebnie, ale kosztem jakości. Wystarczy sobie porównać np. z armiami CSRL, czy NRD pod względem używanych modeli sprzętu i ich liczebności. Podobnie rzecz się ma z tym co to niby nie produkowaliśmy. Okręty wojenne? Tak, ale desantowe, jedyne podejście do kutrów torpedowych okazało się niewypałem, a poza tym wyszedł jeden dozorowiec szumnie zwany korwetą. Rakiety? Tak, do katiusz. Nic bardziej zaawansowanego. Przemysł nie był samowystarczalny, bo podzespoły do tego, co było produkowane na licencji były importowane. Dotyczyło to np. armat czołgowych.
    Twierdzenie o ukrywaniu detali współcześnie jest śmieszne. Nikt niczego w ramach licencji nie ukrywa. Co najwyżej na cos nie daje. I tak samo było „za komuny”. Sowieci nie udzielali licencji na swoje najnowocześniejsze uzbrojenie, dopóki sami nie wprowadzili lepszego.
    Po drugie, opowiadanie bredni o „głupocie i tchórzostwie naszych sojuszników w 1939 r” świadczy, że autor nie ma pojęcia o historii. Głupotą wykazało się polskie dowództwo, które wbrew radom sojuszników ustawiło wszystkie siły przy granicy i naiwnie liczyło, że zdąży je wycofać na drugą linię obrony ścigając się na piechotę z kolumnami zmotoryzowanymi. Nie zdążyło i w efekcie sojusznicy nie zdążyli rozwinąć swoich operacji. Bo wbrew temu, co się wydaje ignorantom pokroju autora, wojna to nie gra komputerowa, gdzie klika się ikonki i przygotowanie ofensywy wymaga czasu. Zarzutu tchórzostwa wobec żołnierzy, którzy oddawali życie z powodu obcego im kraju na drugim końcu europy nie będę komentował. Musiałbym w tym celu użyć słów powszechnie uznanych za obelżywe. Na które, dodam, autor w pełni zasłużył.
    Po trzecie ile krajów produkowało czołgi, to autor sobie może w necie policzyć. Znacznie więcej niż 10. Tyle, że wraz z rozwojem techniki pancernej czołg stawał się coraz bardziej skomplikowany i drogi, a co za tym idzie liczba tych krajów malała. A jeszcze bardziej malała liczba produkujących czołgi wartościowe. Dodam, że takowym T-72A produkowany w Polsce od dawna nie jest, własnych czołgów nigdy nie opracowaliśmy, poza jednym niewypałem w latach 20tych zeszłego wieku, a licencja kosztuje.
    Po czwarte Leopard nie jest przestarzały! A4, czy nawet nowsze A5 to nie są najnowsze wersje, ale nie są przestarzałe. Mało tego, nowsze warianty w Bundeshwerze to nie fabryczne nówki, ale przebudowane starsze wersje! Przestarzały jest T-t2A, włącznie z jego polska modernizacją „Twardy”.
    Po piąte 128 A4 kosztowało około 100 mln zł, a nie 2,5 mld!
    Po szóste F-16 nie są przestarzałe
    Po siódme wyposażenia dla fregat nie dokupiono i są one niedozbrojone.
    Po ósme Gawron to korweta, nie fregata.
    Po dziewiąte jakie w Polsce „zielone ludziki”? Chyba z Marsa. Zielone ludziki miały sens w konkretnej sytuacji społeczno-demograficznej. W Polsce takowa miałaby od biedy zastosowanie jedynie na Śląsku. Tyle, ze Niemcy do tej pory mają czkawkę po wcieleniu NRD i do podbojów im nie śpieszno.
    Po dziesiąte akurat na kongresie wiedeńskim Wlk. Brytania była po polskiej stronie.
    Po jedenaste obrona terytorialna to rojenia idioty. W XXI wieku na nowoczesnym polu walki lekka piechota to wartość pomijalna. A wydawanie na nią pieniędzy to wywalanie ich w błoto. A nawet gorzej, to osłabianie potencjału obronnego, bo to pieniądze wydane kosztem prawdziwej armii.
    Po dwunaste Finlandia mimo mniejszej populacji ma nowocześniejsza armię. I dopiero tą armię uzupełnia lekka piechotą, która w ich warunkach terenowych ma „ciut” więcej sensu niż na otwartych równinach Polski.
    Po trzynaste Szwecja używa Leopardów, które zastąpiły właśnie bezwieżowe Stridsvagn 103, będące ślepa uliczką. Co ma wieża do zarośli to chyba sam autor nie wie.
    Reasumując bełkot kolejnego miłośnika wyrzucania kasy na bezwartościowy bubel o nazwie obrona terytorialna.

    • Grzegorz Majewski
      15 lutego 2016

      Szanowna Pani/Panie Boruta. Dobrze przyjętym zwyczajem na tym portalu jest by przedstawiać się z imienia i nazwiska-zwłaszcza krytykując kogoś. Nie przedstawienie się jest poczytywane albo za tchórzostwo, albo za chamstwo. W przypadku poprawy-za błąd wynikły z niewiedzy. Droga rzecz to ramy w jakich krytykujemy. Tez się Pani/Pan nie bardzo w nich znajduje. Piszemy bez obrażania kogokolwiek- jesli się Pani/Pan z tym nie zgadza, to cóż…chamstwo jest chamstwem i ciężko je komentować.

      Co do samego tekstu, też mam sporo wątpliwości , chętnie bym podjął polemikę z autorem, ale tekst poprzednika zniechęcił do czegokolwiek.

  2. Kajetan Dubiel
    16 lutego 2016

    Na wstępie swojego tekstu napisałem, że obronność kraju w naszych czasach jest tematyką interdyscyplinarną i na pewno nie może być domeną tylko wojskowych. Uważam, że każdy obywatel kraju może i ma prawo wypowiadać się w tej dziedzinie gdyż w ostatecznym rozrachunku to obywatele ponoszą konsekwencje działań podejmowanych w tym temacie przez rząd a w chwilach zagrożenia przez armię, którą utrzymujemy z podatków. Jednak oczywistością jest, że dyskusja wymaga przestrzegania pewnych zasad powszechnych w świecie ludzi cywilizowanych i zatroskanych losem swojej Ojczyzny. Jedną z podstawowych jest podpisywanie swoich poglądów imieniem i nazwiskiem, jak również zachowanie używanie w dyskursie argumentów, a nie kłamstw i pomówień.

    Niestety fantom, kryjący się za imieniem, bliskiego mi ze względów rodzinnych, imieniem Boruty, nie spełnia tych standardów. Nie mam zamiaru polemizować z nim ani jego tekstem, to co piszę adresuje do uczciwych ludzi, chcących dyskutować, działać i widzących taka potrzebą.

    Cały tekst fantoma zawiera prawdy, półprawdy i kłamstwa, trzy przykłady.

    Zakup i modernizacja 128 czołgów Leopard 2A4 będzie kosztować 18 milionów 867 tys.złotych za sztukę, czyli w sumie 2 miliardy 415 milionów złotych, a nie 100 milionów i ma być zakończona za 4 lata. Ten czas i ta suma na pewno mogłyby być
    skutecznie wykorzystane w modernizacji naszego, zawodnego, PT-91 Twardy, dając zatrudnienie pracownikom zbrojeniówki i polskim naukowcom.

    Twierdzenie, że „na kongresie wiedeńskim Wlk. Brytania była po stronie polski” jest tak nieprawdziwe, że nawet najzagorzalszy anglofil nie podpisze się pod nim. Kongres Wiedeński piszemy z dużej litery.

    Przedstawiciel Wielkiej Brytanii na wspomnianym Kongresie, wicehrabia R.S.Castlereagh ze wszelkich sił starał się nie dopuścić do odbudowy Królestwa Polskiego, co zamierzał uczynić Car Aleksander I oczywiście pod swoim berłem. Reprezentant Anglii nie mediował ale nieustannie mącił w sprawie Polski. Patrz. David King „Wiedeń 1814”, REBIS, Poznań 2009.

    Lord Brougham „Sprawa polski jest sprzeczna z życzeniem wszystkich innych mocarstw.” W tamtych czasach gdy reform domagał się anglik, włoch, niemiec uważani byli za ludzi oświeconych, żądający tego samego polak był „podżegaczem wojennym” lub w najlepszym wypadku niepoprawnym marzycielem. Norman Davis ” Boże igrzysko”, Znak, Kraków 2006.

    A jak ktoś nie lubi lub nie umie czytać to wystarczy Stefan Kieniewicz „Historia Polski”1795-1918

    Wmawianie mi, że nie mam szacunku dla żołnierzy państw sojuszniczych w czasie II Wojny Światowej przy jednoczesnym nazywaniu przez anonima „głupcami” polskiego dowództwa w 1939 r. nie mieści się w kanonach jakiejkolwiek dyskusji. Każdy zainteresowany tematyką, o której pisze może dotrzeć do rzetelnych źródeł na ten temat, potwierdzających fakty, o których piszę. Moje wnioski to temat do dyskusji, której nie ma w naszym kraju od lat i do której zapraszam.

    Odnoszę wrażenie, że człowiek bez imienia i nazwiska fantom starał się odwrócić uwagę ewentualnych czytelników od treści przewodniej mojego tekstu, czyli potrzeby utworzenia w Polsce prawdziwej Obrony Terytorialnej i sprowadzenia jej do wzajemnej wymiany ciosów, czyli w konsekwencji utopienia tematu. W swoim anonimie miał do powiedzenia na ten temat tylko jedno „Obrona terytorialna to rojenia idioty”.

    Wyklucza to jakąkolwiek merytoryczną dyskusję, jak i nawet minimum szacunku dla autora tych słów.

    I na koniec do Grzegorza Majewskiego, to że na koniec to nie jest brak szacunku. Pomimo wszystko, byłbym rad, gdyby mój tekst spowodował dyskusję i wymianę myśli. Tematyką wojskową i obronności kraju interesuje się od kilkudziesięciu lat, uważam że środowisko WiP jest w pełni predystynowane by zabierać głos w tym temacie.
    Kajetan Dubiel

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 13 lutego 2016 by in Patriotyzm, Społeczeństwo and tagged .

Zasady kopiowania z witryny FWiP

Wszelkie materiały publikowane w Centrum Informacji FWiP publikowane są na zasadach licencji Creative Commons 3.0 BY-NC (Uznanie Autorstwa - Użycie Niekomercyjne) chyba, że jest zaznaczone inaczej.

Odpowiedzialność za treść artykułów

Artykuły są wyrazem poglądów ich Autorów. Za treść przedruków, ogłoszeń itp., jeśli nie jest zaznaczone inaczej, odpowiada redaktor odpowiedzialny. Dokumenty i stanowisko Fundacji Wolność i Pokój muszą być sygnowane przez władze Fundacji zgodnie z jej Statutem

Kontakt z redakcją witryny FWiP